Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Chwila zawahania niczego nie zmienia

0
Podziel się:

W czwartek złoty stabilizował się czekając na nowe impulsy. Nasza waluta jest nadal bardzo silna.

Chwila zawahania niczego nie zmienia

W czwartek złoty stabilizował się czekając na nowe impulsy. W dalszym ciągu widać było, że nasza waluta jest bardzo silna, bo spadek kursu EUR/USD wywoływał niewielkie wzmocnienie w stosunku do euro.

Po decyzji o obniżeniu stóp w Wielkiej Brytanii złoty zaczął opornie tracić (szczególnie w stosunku do dolara), ale końcówka znowu była dlań dobra. Kurs USD/PLN spadł (nieznacznie), a EUR/PLN się nie zmienił.

Dzisiaj na naszą walutę powinny oddziaływać dwie siły. Po pierwsze reakcja rynków światowych po publikacji danych z USA. To jest wielka niewiadoma (więcej o tym powyżej). Po drugie naturalna w końcu tygodnia chęć zrealizowania części zysków, co powinno prowadzić do osłabienia złotego. Nie da się przewidzieć, co przeważy, ale cokolwiek by się nie stało to obraz rynku nie zmieni się.

GPW rozpoczęła czwartkowa sesję nerwowymi ruchami indeksów, ale już przed południem widać było wyraźny optymizm. Mocno rósł kurs TPSA, a sektor bankowy od początku utrzymywał rynek w dobrej formie. Tym razem lepiej zachowywały się mniejsze spółki. MWIG40 rósł mocniej niż WIG20. Po decyzji Banku Anglii również u nas nastroje się pogorszyły, ale indeksy nadal trzymały się wyraźnie na poziomem środowego zamknięcia. Taka sytuacja trwała jednak tylko do wystąpienia Jean-Claude Trichet, prezesa ECB, który wystraszył Europejczyków, a to poprowadziło również nasz rynek na południe.

Sesja zamknęła się neutralnie, ale widoczna na wykresie WIG20 formacja odwróconej głowy z ramionami (zapowiada wzrosty) jest niezagrożona dopóki WIG20 nie spadnie poniżej 3.600 pkt. Wczorajsze zakończenie sesji w USA, mimo że sensu w nim nie było wiele, pomoże dzisiaj europejskim bykom. Pomoże też dobrze rozpocząć sesję w Warszawie.

Teoretycznie do publikacji danych w USA powinien panować u nas marazm, ale ostrzegam, że bardzo często fundusze już przed publikacją danych mocno podnoszą indeksy po to, żeby potem mieć wysoką bazę do dystrybucji albo do jeszcze większego podniesienia indeksów. Tylko nowe, bardzo niekorzystne informacje, których nie ma w kalendarium mogą dzisiaj naszemu rynkowi zaszkodzić.

Gracze udają, że są zachwycenia planem administracji USA

Czwartek rynki europejskie rozpoczęły od kosmetycznego wzrostu indeksów. Czekano na wynik posiedzenia banków centralnych, ale optymizm nadal zdecydowanie przeważał, co doprowadziło już przed południem do zwiększenia skali zwyżki. Kurs EUR/USD zresztą nadal spadał, bo gracze decyzji banków się nie obawiali.

Okazało się jednak, że Bank Anglii sprawił graczom niespodziankę. Pisałem, że to nie jest wykluczone i rzeczywiście bank obniżył stopy o 25 pb. (do 5,5 proc.). Wydawało się, że inwestorom bardzo będzie taka decyzja odpowiadała, ale reakcja była zupełnie inna. Indeksy zaczęły się osuwać. Najwyraźniej przestraszono się tego nieoczekiwanego przez większość ruchu. Wielu graczy doszło do wniosku, że sytuacja jest bardzo poważna i stąd ta decyzja banku.

Europejski Bank Centralny niespodzianki nie sprawił. Tego zresztą nikt nie oczekiwał, bo bank przymierza się do podwyżki stóp, a w obecnej sytuacji po prostu nie może tego zrobić. Konferencja prasowa Jean-Claude Trichet, prezesa ECB nie wniosła nic nowego do obrazu sytuacji.

Szef ECB nadal zapowiadał, że bank będzie dbał o stabilność cen, a inflacja jest groźna. To stara śpiewka, która teoretycznie zapowiada podwyżkę stóp. Gracze jednak w nią dotychczas nie wierzyli, ale tym razem Jean-Claude Trichet ich przekonał mówiąc, że nie dopuści do powstania efektu drugiej rundy (nacisk na płace wynikający z wzrostu cen), co potraktowani bardzo poważnie. Indeksy załamały się, a kurs EUR/USD ruszył na północ. Nie można wykluczyć, że jakiś (mały) wpływ na te ruchy miał wybuch bomby w dawnej, prawniczej firmie prezydenta Francji.

Amerykanie, jak to zwykle bywa, nie przejęli się europejskimi niepokojami. Mało tego, nie przejęli się nawet niekorzystnymi dla posiadaczy akcji informacjami docierającymi z ich własnego rynku. Ekscytowano się tylko tym, że prezydent Bush przedstawi plan pomocy kredytobiorcom (o nim niżej). Popatrzmy jednak wpierw na realia.

Raport o ilości noworejestrowanych w minionym tygodniu bezrobotnych nie był dla dolara i akcji korzystny. Przybyło 338 tys. bezrobotnych, a oczekiwano tylko 325 tys. Czterotygodniowa średnia sięgnęła poziomu najwyższego od października 2005 (po uderzeniu huraganu Katrina). Słabe były też dane o sprzedaży detalicznej w ostatnim tygodniu. Spadła ona aż o 4,4 procent potwierdzając, że początek sezonu (,,Czarny Piątek") nie miał w tym roku żadnego znaczenia prognostycznego.

Przed sesją wiadomo też było, że Moody's Economy.com opublikował raport, w którym twierdzi, że kryzys na amerykańskim rynku nieruchomości utrzyma się do 2009 roku, a ceny domów spadną jeszcze o 30 procent (to byłaby katastrofa). Potwierdził tę opinię w czwartek Morgan Stanley. Firma ta w swoim raporcie twierdzi, że istnieje poważne ryzyko kontynuacji spadku cen nawet przez 3 - 4 lat. Dodatkowo Mortgage Bankers Association (stowarzyszenia banków hipotecznych) poinformowało, że w trzecim kwartale ilość Amerykanów zalegających ze spłatami kredytów hipotecznych wzrosła do poziomu najwyższego od 20 lat.

Jak się to czyta nie wiedząc, co działo się na rynkach to można w ciemno zakładać, że indeksy ostro spadły, a dolar bardzo stracił w stosunku do euro. Stało się jednak zupełnie inaczej. Kurs EUR/USD rzeczywiście zawrócił (po konferencji szefa ECB), ale dzień zamknął na poziomie niewiele wyższym niż w środę, co sygnalizuje, że dolar jest obecnie bardzo silny.

Ten względny spokój gracze na rynkach surowcowych wykorzystali do przeprowadzenia korekty. Szczególnie mocno wzrosła cena ropy, ale do linii szyi podwójnego szczytu jeszcze nie wróciła. Zdrożały też miedź i złoto, ale nie zmieniło to negatywnego obrazu tych rynków.

Wszystkie złe informacje zostały całkowicie przez rynek akcji zlekceważone. Mocno rosły kursy akcji w sektorze finansowym i budowy domów (sic!). Zyskiwały też spółki technologiczne, bo Motorola utrzymał prognozy wyników. Traciły jednak sieci sprzedaży detalicznej, takie jak Target, czy JC Penney, które ostrzegły, że ich listopadowe wyniki sprzedaży mogą zagrozić prognozom na czwarty kwartał. A to przecież wydatki konsumentów w 2/3 odpowiadają za wzrost gospodarki amerykańskiej. Gracze zachwyceni byli jednak (to był tylko pretekst, a nie prawdziwe zadowolenie) planem pomocy, którego zarys ogłosił prezydent Bush.

W porozumieniu, które administracja osiągnęła z bankami nie było nic nowego, ale przypomnę, o co chodzi. Niektóre grupy kredytobiorców (będzie bardzo trudno ich wyselekcjonować) będą mogły otrzymać pomoc, dzięki której: wysokość spłat zostanie utrzymana na okres do 5 lat lub będzie podlegać refinansowaniu, które zapewnią instytucje prywatne lub rządowe.

Plan jest bardzo krytykowany przez ekonomistów, a dodatkowo agencja ratingowa Standard & Poor's ostrzegła, że wprowadzenie go w życie doprowadzić może do dalszego obniżenia ratingów obligacji bazujących na kredytach hipotecznych.

Jak widać powodów do kupowania akcji nie było, a jeśli nawet ktoś je znajdzie to były one bardzo mikre. Indeksy jednak znowu mocno wzrosły. Cóż, koniec roku, czekanie na obniżkę stóp itp. itd... Zarządzający muszą na swoje premia zarobić. Tylko co stanie się w następnym roku, jeśli raporty analityczne się sprawdzą? Na razie jednak rynkowi nic nie grozi. Aby do wtorku (posiedzenie FOMC).

Dzisiaj jedynym wydarzeniem (jeśli patrzy się przez pryzmat kalendarium) jest publikacja miesięcznego raportu z rynku pracy w USA. Nie przeceniałbym wagi tego raportu dla rynku akcji, bo najczęściej okazuje się, że z dużej chmury spada mały deszcz, ale tym razem, przed posiedzeniem FOMC, wpływ tej publikacji na rynek może być widoczny.

Dla byków najważniejsze jest, żeby dane były słabe, ale nie dramatyczne. Inaczej mówiąc wzrost zatrudnienia o 50 -100 tys. osób jest dla akcji korzystne, bo zwiększa prawdopodobieństwo obniżki stóp. Bardzo istotne będą też weryfikacje danych z poprzednich miesięcy. Dla dolara wzrost mniejszy od 70 tys. będzie teoretycznie niekorzystny, ale obecny, krótkoterminowy trend może przeważyć i dlatego też trzeba odczekać kilka minut zanim zajmie się pozycję.

Rynek jest przygotowany (mimo słabych prognoz oficjalnych) przez raport ADP na dane dobre. Ja zakładam, że będą jednak słabe, a ADP się pomylił, ale to niespecjalnie zaszkodzi dolarowi (trend jest zbyt mocny), chociaż korektę zapewne zobaczymy. Zaszkodzić akcjom mogą jedynie dane naprawdę bardzo złe (przyrost w okolicach zera lub nawet spadek).

Nie przypuszczam, żeby publikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za grudzień) znalazły odzwierciedlenie na rynkach. Może jednak nieoczekiwanie spaść mniej niż się tego oczekuje, a to będzie plus dla akcji i dolara. Spadek jest wliczony w ceny.

dziś w money
komentarze walutowe
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)