Gary Cohn, Hope Hicks, a teraz Rex Tillerson. Tych osób nie ma już w najbliższym otoczeniu prezydenta Donalda Trumpa. Wczorajsza dymisja Tillersona wstrząsnęła mediami i rynkami finansowymi, mimo iż spekulowało się o niej już od jakiegoś czasu. W grudniu pojawiła się wręcz informacja, że na stanowisku Sekretarza Stanu Tillersona zastąpić ma szef CIA Mike Pompeo. Wtedy Tillerson nazwał ten raport absurdalnym, zaś Trump ,,fake newsem".
Jak widać, już wtedy taka zmiana była szykowana. Z jednej strony może się wydawać, że jest ona nieunikniona - Sekretarz Stanu w dużym stopniu odpowiada za politykę zagraniczną USA i w związku z tym powinien tworzyć z prezydentem zgrany duet. Tymczasem na linii Trump-Tillerson roiło się od napięć. Ten drugi był zwolennikiem łagodniejszego podejścia do Iranu, zaś ostrzejszego wobec Rosji, miał też obiekcje przed kontrowersyjnym przeniesieniem ambasady USA do Jerozolimy.
Tymczasem Trump krytykował otwarcie porozumienie nuklearne z Iranem, zaś jego stosunek wobec Moskwy był mniej wyrazisty. Doskonale było to widać w ostatnich dniach, kiedy Tillerson bezpośrednio obwinił Rosję za zabójstwo byłego szpiega brytyjskiego wywiadu, podczas gdy Trump chciał poczekać na wyjaśnienia Kremla. Panowie poróżnili się także w kwestii Korei Północnej, najwyraźniej deklaracja chęci spotkania prezydenta z Kim Jong Unem nie była w ogóle z Departamentem Stanu uzgodniona.
Poza kwestiami merytorycznymi pomiędzy politykami dochodziło do animozji. Tillerson zapewne podpadł prezydentowi, kiedy wyszło na jaw, że na jednym spotkaniu określił go w obraźliwy sposób (ang. moron). Trump nie pozostawał dłużny, wielokrotnie krytykując w mediach swojego podwładnego.
To co jest istotne w tych zmianach dla rynków finansowych to znikanie z otoczenia Trumpa ludzi, którzy hamowali jego zapędy do podejmowania skrajnych i impulsywnych decyzji. Można rzec, że Cohn, Tillerson czy Hicks służyli jako bezpieczniki prezydenta, niejednokrotnie łagodząc jego wypowiedzi i powstrzymując przed nieprzemyślanymi działaniami. Ich brak rodzi ryzyko częstszego pojawiania się kontrowersyjnych decyzji, ale również ich odejścia świadczą o braku możliwości współpracy z Trumpem przez bardziej umiarkowane i wyważone osoby. To niekorzystny sygnał, który szybko został wczoraj spotęgowany doniesieniami, iż Biały Dom pracuje nad nowymi cłami wymierzonymi w Chiny. Trudno zatem dziwić się negatywnej reakcji rynków akcji i osłabieniu dolara. Niekontrolowany Trump, do tego prowadzący protekcjonistyczną politykę handlową może być motywem przewodnim trwającej dłużej przeceny amerykańskiej waluty.
Środowy kalendarz makroekonomiczny zawiera sporo pozycji, choć nie o takiej randze, jak wczorajsza inflacja w USA. Dane o zmianie cen były zgodne z oczekiwaniami i wydaje się, że dzisiejsze raporty o sprzedaży detalicznej i cenach producenta (wobec zmian na scenie politycznej) będą mieć drugorzędne znaczenie dla rynków. Ciekawą publikacją jest za to raport o PKB Nowej Zelandii za czwarty kwartał (22:45 naszego czasu) w kontekście mocnego w ostatnich tygodniach dolara nowozelandzkiego. Osłabienie dolara widoczne było wczoraj także na rynku złotego, dziś o 9:00 euro kosztuje 4,2101 złotego, dolar 3,3955 złotego, frank 3,5968 złotego, zaś funt 4,7426 złotego.