Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Sektor bankowy liderem zwyżki na WGPW

0
Podziel się:

W Polsce sytuacja na rynku walutowym w środę nie zmieniła się. Złoty lekko tracił przed publikacją danych makro z USA i z Polski.

Okazało się, że inflacja CPI wzrosła u nas zdecydowanie mocniej niż oczekiwano, bo nie o 0,8 proc., a o 1,1 proc. Oczekiwano w lipcu deflacji, która jednak nie pojawiła się, ale to zdecydowanie jeszcze nie lipcowa susza już podnosiła ceny żywności. Wygląda na to, że to upalny lipiec i rosnące ceny usług turystycznych (być może częściowy powrót emigracji zarobkowej) zwiększał inflację. Nie bez znaczenia zapewne było też to, że wzrost wynagrodzeń był wyższy od prognoz (5,6 proc.). Większe też było zatrudnienie (3,3 proc.). Wzrost popytu wewnętrznego musi z czasem podnosić inflację.

Takie dane dobrze świadczą o stanie gospodarki, ale chyba niewiele zmieniają w obrazie przyszłej inflacji. Nic dziwnego, że rynek walutowy nie zareagował na publikację tych raportów. Dopiero dane makro z USA umocniły złotego do dolara, ale w stosunku do euro kurs naszej waluty zmienił się nieznacznie. Dzisiaj znowu wszystko będzie zależało od tego, co wydarzy się na rynku EUR/USD, a to zadecyduje się po publikacji danych makro w USA. Bardziej prawdopodobna jest korekta kursu EUR/USD, a co za tym idzie i korekta na rynku złotego.

Na GPW indeksy giełdowe od rana rosły, ale aktywność rynku nie była duża. Znakomicie zachowywał się sektor bankowy (liderem był BRE)
, ale zwyżkę ograniczało zachowanie sektora surowcowego, co nie mogło dziwić, bo surowce nadal taniały. Nasze dane makroekonomiczne nie miały najmniejszego wpływu na zachowanie rynków. Dopiero amerykańskie dane makro wywołały większą reakcję. Indeksy zaczęły dynamicznie zwyżkować, ale zakończenie sesji, przez negatywny fixing, było tylko umiarkowanie pozytywne. W szczycie sesji zabrakło tylko 8 punktów, żeby odrobić całkowicie straty z piątku, ale fixing nas od tego celu oddalił. Zostało tych punktów 15. Nie jest to dużo, ale zachowanie rynku może trochę martwić. Brak szerokości i pewności oraz najwyraźniej przede wszystkim polski kapitał uczestniczący w tej zwyżce może budzić obawy o trwałość zwyżki.

Trudno się jednak będzie oprzeć presji (chociaż uważam, że nieracjonalnej), którą wywiera na cały świat finansów rynek amerykański. Dlatego też początek sesji w Warszawie powinien znowu być pozytywny, ale obawiam się ciągu dalszego. Trudno grać na rynku polskim pod brak podwyżek w USA. Nasi inwestorzy mogą się zaniepokoić tym, że gospodarka światowa zwalnia i zlekceważyć szaleństwa Amerykanów. Poza tym niczym dziwnym nie będzie dzisiaj w USA wystąpienie korekty, a przecież ceny surowców spadają (rano ropa nadal taniała, ale miedź drożała). Dlatego też byłbym bardzo ostrożny w powiększaniu w czwartek portfela akcji.

Amerykanie (jeszcze) nie boją się spowolnienia gospodarki

W środę przedpołudniowy handel przyniósł na rynkach europejskich uspokojenie nastrojów. Zarówno indeksy giełdowe jak i kurs EUR/USD zmieniały się nieznacznie w oczekiwaniu na dane z USA. Publikacja tych danych natychmiast podniosła indeksy i wzmocniła euro, bo w USA rynki nadal dyskontowały „niską” inflację (tak naprawdę wcale niska nie była). Okazało się, że inflacja w cenach konsumenta (CPI) wzrosła o 0,4 proc., a bazowa o 0,2 proc. Nie były to dane tak dobre jak w przypadku PPI, ale inflacja bazowa wzrosła mniej niż prognozowano. W stosunku rocznym był to jednak wzrost o 2,7 proc. (najwyżej od 5 lat), czyli znacznie wyższy niż to, co członkowie FOMC uważają za inflacje bezpieczną (2 proc.). Inflacja CPI wzrosła w skali rocznej do 4,1 proc. (w Polsce 1,1 proc.). Trudno więc mówić o niskiej inflacji. Można jedynie powiedzieć, że była nieznacznie niższa od prognoz. Nawiasem mówiąc wypowiadający się w środę Richard Fisher, szef Fed z Dallas, stwierdził, że „inflacja zdecydowanie się rozpędza” i jeśli trzeba
to Fed zrobi wszystko, żeby ją powstrzymać. Jego słowa zostały jednak zupełnie zlekceważone – być może dlatego, że nie jest głosującym członkiem Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC).

Najpewniej jednak na wyobraźnię graczy podziałały kolejne raporty makroekonomiczne. Dowiedzieliśmy się, że ilość rozpoczętych budów domów spadła, tak jak oczekiwano, o 2,5 procenta, ale zezwoleń na budowę domów wydano znacznie mniej (o 6,5 proc.). Kolejne dane też nie mogły zachwycić, bo dynamika produkcji przemysłowej wzrosła tylko o 0,4 proc., a wykorzystanie potencjału produkcyjnego pozostało bez zmian. To zdecydowanie nie były dane dobre, więc rynek akcji miał znowu wybór – albo mieć nadzieję na spadek dynamiki wzrostu inflacji albo niepokoić się stanem gospodarki. Wybrano to pierwsze, czyli nadal dyskontowano bardzo prawdopodobne wstrzymanie się FOMC z decyzją o podniesieniu stóp na posiedzeniu w dniu 20 września. Pojawiają się już w komentarzach głosy bardziej trzeźwo myślących analityków ostrzegających, że rynek musi niedługo przypomnieć sobie o zyskach, które w warunkach zwalniającej gospodarki też nie będą znakomite, ale na razie szerokie grono graczy całkowicie te ostrzeżenia lekceważy.

Takie dane makro musiały (to było logiczne) znowu mocno obniżyć rentowność obligacji i osłabić dolara. Słabnący dolar powinien był podnieść ceny surowców, ale taki efekt udało się zaobserwować jedynie w przypadku złota (najbardziej ujemnie skorelowanego z dolarem). Cena ropy i miedzi wyraźnie spadała. Pretekstem do spadku na rynku ropy był raport o stanie zapasów ropy i paliw w USA, ale był to pretekst bardzo nieudany, bo zapasy ropy i benzyny znacznie spadły (mówiono, że zgodnie z prognozami i dlatego ropa potaniała). Być może wpływ miała też prognoza OPEC, zgodnie z którą popyt na ropę wzrośnie w tym roku mniej niż zakładano, a w 2007 roku utrzyma się na obecnym poziomie. Jednak zarówno miedź jak i ropa taniały przede wszystkim dlatego, że zwalniająca gospodarka USA będzie potrzebowała mniej surowców. Taniejące surowce nie wywołały jednak refleksji nad zyskami spółek. Wręcz przeciwnie. Taniejąca ropa został uznana za czynnik sprzyjający rozwojowi gospodarczemu i ograniczający inflację. Przypominam jednak,
że przez 5 lat cena ropy nie przeszkadzała we wzroście, więc trudno, żeby teraz pomagała.

Rynek akcji nadal pchał indeksy na północ, a przodował w tym dziele sektor przemysłowy (to właśnie jemu ma pomóc „tania” ropa) i indeks NASDAQ, który zazwyczaj najbardziej zyskuje, wtedy, kiedy gospodarka się dynamicznie rozwija (tyle tylko, że teraz nie mamy do czynienia z tym cyklem gospodarczym). Z rynkami się jednak nie dyskutuje. Wtorkowe wybicie zostało w środę potwierdzone, więc należy założyć, że mamy do czynienia z poważnym ruchem, który będzie trwał do czasu, kiedy zmieni się mentalność rynku, czyli do momentu, kiedy gracze zaczną reagować normalnie: na złe dane sprzedażą akcji.

Po sesji raport kwartalny opublikował Hewlett Packard. Wyniki kwartału były lepsze od prognoz, a poza tym spółka zapowiedziała wykup własnych akcji za 6 mld USD. Kurs wzrósł o ponad 5 procent, ale nie przypuszczam, żeby ta spółka miała zasadniczy wpływ na zachowanie rynku. Wydaje się jednak, że po dwóch dniach dużych (i bardzo średnio uzasadnionych) wzrostów rynkowi należy się jakaś (zapewnie niezbyt duża) korekta.

Dzisiejsze raporty makroekonomiczne z Eurolandu powinny mieć jedynie bardzo umiarkowany wpływ na rynki. Na raport o produkcji przemysłowej gracze w ogóle nie zareagują, a dane o inflacji mogą wywołać większe emocje jedynie wtedy, gdyby była ona dużo większa od prognoz. Zaszkodziłoby to rynkom akcji i pomogło we wzroście euro.

Po południu dowiemy się, jak wyglądał rynek pracy w USA widziany z perspektywy tygodnia. Dolarowi pomogłyby dane bardzo dobre (mała ilość noworejestrowanych bezrobotnych), a akcjom dane słabe. Kolejne dwa raporty będą jednak bardziej istotne. Co prawda indeks wskaźników wyprzedających (LEI) nie sygnalizuje już, jak to miało miejsce jeszcze rok temu, realnych zmian w gospodarce, ale gracze ostatnio znowu zaczęli na tę publikację reagować. Wzrost LEI zostałby dobrze przyjęty zarówno przez posiadaczy dolarów jak i akcji, bo rynek doszedłby do wniosku, że gospodarka będzie się nadal rozwijała. Podobna powinna być reakcja na publikację indeksu Fed z Filadelfii (pokazuje stan gospodarki w regionie), ale pod warunkiem, że indeks główny wzrośnie (tego się oczekuje), a subindeks cenowy spadnie lub zmieni się nieznacznie. Przypominam jednak, że czekamy na moment, w którym rynek akcji zacznie wreszcie przejmować się stanem gospodarki. Żeby sprawdzić, czy wracamy na normalne, logiczne tory, dane musiałyby być słabe.
Gdyby wtedy indeksy spadały to sygnalizowałoby, że problem zwalniającej gospodarki wreszcie zagościł w umysłach graczy. Dla rynku akcji istotne będą też raporty sieci sprzedaży detalicznej Gap oraz, po sesji, Della.

komentarze walutowe
dziś w money
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)