Ubiegły tydzień złoty zakończył powyżej 4,47 w relacji do euro, przy notowaniach eurodolara bliskich poziomowi 1,125. W ostatnim czasie do inwestorów docierały, lepsze niż oczekiwał rynek dane z Europy (m.in. PMI, Ifo), co podbudowywało nadzieje na szybsze odreagowanie po recesji wywołanej lockdownem.
Niemniej, za poprawę wskaźników głównie odpowiadały tylko oczekiwania, bieżący popyt pozostaje bowiem słaby, a zamówienia nie odbudowują się w zadowalającym tempie. Nadal jednak, mimo że w Europie luzowanie obostrzeń poprawiło nastroje, informacje pandemiczne przypominają o trwającej walce z COVID-19.
Zobacz też: Wybory 2020. Komentarze po pierwszej turze: prawdziwe problemy, nie licytacja na obietnice
Odnotowany, nowy światowy "rekord” zachorowań ostatecznie przemówił więc do świadomości inwestorów bardziej niż trajektoria wzrostowa zachorowań, którą już od jakiegoś czasu można było obserwować, co wzbudziło lęk i odbiło się na notowaniach aktywów ryzykownych.
Najbliższe dni nie powinny tu wiele zmienić i choć niewiele mówi się o ryzyku przywrócenia obostrzeń w związku z niepokojącymi informacjami na temat dynamiki zakażeń COVID-19, koronawirusa nie da się "zadrukować pieniądzem” płynącym z banków centralnych. Aktywa ryzykowne, jak polski zloty, nadal więc pozostawać powinny pod presją.
Sytuacji nie poprawiają też doniesienia z USA, gdzie w ostatnich dniach administracja Donalda Trumpa zapowiedziała możliwość wprowadzenia ceł na import luksusowych towarów z Francji, Niemiec, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii (o wartości ponad 3 mld dolarów). Najprawdopodobniej więc, obecnie przed silnymi spadkami cen aktywów ryzykownych chroni jedynie nadzieja, że pomimo rosnących statystyk dotyczących zarażeń koronawirusem i perspektyw pojawiania się drugiej fali zachorowań, żaden z krajów nie będzie mógł pozwolić sobie na ponowny lockdown gospodarczy.
Podczas piątkowego webinarium, szefowa EBC zwróciła uwagę, że ożywienie gospodarcze po pandemii koronawirusa będzie raczej powolnie i doprowadzi do trwałych zmian w niektórych częściach gospodarki. Zaznaczyła przy tym, że choć najgorsze mogło już minąć, to zajmie trochę czasu zanim "fenomenalny” wzrost oszczędności przełoży się na wyższe inwestycje i wydatki. Odbudowa gospodarki będzie "niekompletna”, bo nie jest prawdopodobne, aby globalny handel szybko wrócił do przedkryzysowego poziomu. Słowa Christine Lagarde wpisały się w ton wcześniejszej wypowiedzi głównego ekonomisty EBC, który ostrzegał, że pojawiające się sygnały poprawy sytuacji gospodarczej mogą nie być dobrym wskaźnikiem tempa i skali jej poprawy.
W piątek nastroje pozostawały więc nadal kruche pomimo, poluzowania regulacji dla amerykańskich banków przez Fed (chodzi o Regułę Volckera wprowadzoną w 2010 roku, która pozwala bankom uwolnić część deponowanych środków, chociażby na rynku instrumentów pochodnych) i solidnych danych z USA (sprzedaż domów na rynku wtórnym, zamówienia na dobra trwale, indeks nastrojów U. Michigan).
Joanna Bachert, PKO BP
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie