Platforma nie jest już przekonana, że szkoły są perfekcyjnie przygotowane na przyjęcie sześciolatków i zapowiada nowelizację ustawy oświatowej, która ma ulżyć najmłodszym. Przy okazji również zwalnianym nauczycielom i jeszcze kilku innym grupom. Zanosi się na wielkie zmiany, jednak rządząca partia specjalnie się z nimi nie afiszuje. Po pierwsze chce podzielić nauczycieli na dwie grupy. Jednych mają obejmować przywileje z Karty Nauczyciela, a drudzy będą mogli liczyć na swoiste nauczycielskie śmieciówki. Co więcej, tą nowelą PO przyznaje, że w sprawie sześciolatków się pomyliła.
Parlamentarzyści chcą, żeby dzieci idące we wrześniu do szkoły miały możliwość powrotu do przedszkola. Czas na decyzję mieliby do końca grudnia ci najmłodsi, którym z różnych przyczyn obowiązki szkolne za bardzo ciążą. Miałoby to wyglądać tak: uczeń sobie nie radzi, mówi o tym rodzicom, wspólnie idą do szkolnego psychologa, później do dyrektora szkoły i - jeśli wszyscy się zgadzają - wraca do zerówki. Pomysł wydaje się rozsądny, bo doniesień o szkołach niedostosowanych do potrzeb sześciolatków jest mnóstwo. Nie mówiąc już o tym, że to o wiele lepsza alternatywa, niż odesłanie nieradzącego sobie dziecka do szkoły specjalnej i przypięcie mu łatki _ gorszego _.
Jednak Platforma gasi pożar, który sama roznieciła. Zamiast poczekać, aż szkoły porządnie przygotują się na przyjęcie sześciolatków, politycy tej partii uparli się, że trzeba to zrobić w tym roku. Mimo że wcześniej jakoś nie miała oporów, żeby przesunąć termin wprowadzenia reformy o dwa lata. I mimo że odroczenia zapisów ustawy głośno domagali się od niej rodzice. Teraz, kiedy jest już za późno, zamiast rozwiązania systemowego, chce leczyć problem półśrodkami.
Jeszcze ciekawiej prezentuje się druga poważna zmiana, którą proponują parlamentarzyści. Jest nią wprowadzenie etatu _ asystenta nauczyciela _. Taka osoba miałaby pomagać nauczycielowi i pracować z najmłodszymi na lekcjach i w świetlicach. Nowela wymaga od kandydatów wykształcenia _ co najmniej na poziomie nauczyciela szkoły podstawowej _ i przygotowania pedagogicznego. W zamian - pracę na warunkach określonych w Kodeksie pracy, a nie Karcie Nauczyciela.
Posłowie już reklamują projekt argumentami, że dzięki niemu pracę znajdą zwalniani ze szkół pedagodzy. Tyle że już bez przywilejów zapisanych w Karcie Nauczyciela. Pomysł sprytny, ale zwalnianym raczej się nie spodoba. Być może część z nich po zwolnieniu i rozwiązaniu umowy na zasadach zawartych w Karcie nauczyciela, zostanie zatrudnionych w tych samych szkołach na gorszych dla nich warunkach.
To jeszcze nie wszystko, bo Platforma chce też zatrudniać do szkół absolwentów studiów nauczycielskich, którzy chcą zdobyć doświadczenie. Ile dodatkowych etatów powstanie? Tego jeszcze nie wiadomo, ale PO zdaje się krzyczeć o pomoc z każdej strony. Tak jakby dostrzegło, że szkoły nie są gotowe na przyjęcie sześciolatków.
Nawet z daleka widać, że te propozycje, to podarunki zapakowane w wymięte pudełka i obłożone podartym papierem. A w środku też nie ma nic przesadnie wartościowego.
Autor felietonu jest dziennikarzem portalu Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl