Władimir Putin słynie z miłości do zwierząt. Chętnie fotografuje się z pisklętami na dłoni, karmiąc cielaki z butelki, tuląc ufne szczeniaczki, czy ucząc latać młode żurawie. Jest też wersja macho: Putin jeździ konno, Putin zakłada obrożę na niedźwiedzia polarnego, Putin poskramia lamparta. Przywódca Rosji to wreszcie znany miłośnik delfinów. Teraz, wraz z aneksją Krymu, zyskał dostęp do jednego z dwóch na świecie ośrodków szkolących delfiny bojowe.
W czasach radzieckich te inteligentne ssaki były tresowane na potrzeby marynarki wojennej. Miały szukać torped i min morskich oraz ochraniać wojskowe porty i okręty. Jak donosi _ Moskiewski Komsomolec _, aneksja Krymu okazała się prawdziwym wybawieniem dla bojowych delfinów. Od czasów radzieckich ich liczba spadła ze stu do zaledwie kilku sztuk, a podlegające niedawno ukraińskiej marynarce wojennej oceanarium miało zostać zamknięte z powodów finansowych.
Byłaby to niepowetowana strata, bo delfiny z Krymu potrafią znajdować niebezpieczne obiekty na 120 metrach głębokości, a także mogą być desantowane z helikoptera! W skrajnych przypadkach mogą nawet służyć do niszczenia obiektów wroga - z przyczepionym do ciała ładunkiem wybuchowym, jako zwierzęcy kamikadze. Drugi ośrodek szkolący morskie ssaki działa w San Diego w USA. Dwa lata temu, podczas konfliktu wokół Cieśniny Ormuz, Amerykanie planowali użyć delfinów, gdyby doszło do blokady tego strategicznego szlaku transportu ropy naftowej. Delfiny i lwy morskie _ służyły _ także podczas wojny w Wietnamie i konfliktu w Zatoce Perskiej.
Miłość do czworonogów nie przeszkadza Putinowi w wyprawach na polowania. Ponoć na jedno z nich wyruszył z ówczesnym premierem Włoch Silvio Berlusconim. Rosyjski polityk jednym strzałem powalił jelenia, a następnie wyjął wielki nóż, rozciął klatkę piersiową zwierzęcia i wyjął dymiące jeszcze serce. Berlusconi zbladł i zemdlał - twierdzi _ Dziennik _ powołując się na włoską _ La Stampę _. Całą sprawę ponoć zatuszowano, by nie wpłynęła negatywnie na wizerunek włoskiego polityka.
Z kolei w 2007 roku cały świat obiegły zdjęcia zesztywniałej z przerażenia Angeli Merkel, u której stóp kładzie się labladorka Putina, o wdzięcznym imieniu Koni. O panicznym lęku kanclerz Niemiec przed psami poinformowało przywódcę Rosji KGB. _ Zaprosił _ więc na spotkanie swoją suczkę, która jest ulubienicą wszystkich prokremlowskich dziennikarzy.
Wydawać by się mogło, że zamiłowanie do zwierząt to tylko nieszkodliwe dziwactwo rosyjskiego polityka. Jednak Putin świadomie i konsekwentnie buduje w ten sposób wizerunek twardego ojca narodu - bliskiego prawdziwemu, surowemu życiu i naturze - a przy tym pokazuje, że ma także łagodne oblicze. I można śmiać się ze zdjęć Putina z obnażonym torsem, ze strzelbą i na koniu, ale ta tania propaganda działa. Putin może się pochwalić popularnością, do jakiej większość światowych polityków nawet nie aspiruje. Z badań ośrodka FOM wynika, że prezydent Rosji cieszy się poparciem 64 procent rodaków. A wizerunek Putina ściskającego szczeniaczka wcale nie kłóci im się z rozkazem wybicia wszystkich pałętających się po Soczi, bezpańskich psów.
Autorka felietonu jest zastępczynią redaktora naczelnego Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl