Sąd uznał, że Jarosław Kaczyński kłamał, mówiąc że Bronisław Komorowski chce prywatyzacji służby zdrowia. Mimo że będzie musiał opublikować sprostowanie i zapłacić koszty rozprawy, to w całym sporze nie ma przegranego.
Ktoś powiedział coś nie do końca zgodnego z prawdą, ktoś zwrócił mu uwagę, to nie zadziałało, więc wyrok wydał sąd. Niby normalna ścieżka postępowania w podobnych sytuacjach. Tak jednak byłoby, gdyby sprawy nie były dwie. Rozpoczął sztab Komorowskiego. Według niego Jarosław Kaczyński kłamał mówiąc, że marszałek Sejmu opowiedział się za prywatyzacją szpitali. Szef PiS nie pozostał jednak dłużny i złożył pozew dotyczący wypowiedzi, w której Komorowski zarzucił mu kłamstwo.
Być może prezes PiS liczył, że z kolei na jego pozew odpowie marszałek Sejmu i rozpocznie się przekomarzanie typu _ to on kłamie, że ja kłamię _ - _ to on kłamie, że ja kłamię mówiąc, że on kłamie _. Wówczas w oczach opinii publicznej _ kłamaliby _już obaj, a wszyscy obserwatorzy zapomnieliby o co w zasadzie chodzi w całym tym sporze. Choć do tego nie doszło, to prezes PiS chce jeszcze sprawę trochę pociągnąć. Jego partia już zapowiedziała odwołanie od decyzji sądu.
Tak, czy inaczej beneficjentami tej sytuacji są obaj politycy. Dzięki sporowi zyskali mnóstwo uwagi mediów, czyli w zasadzie darmowy czas antenowy w bardzo gorącym dla nich okresie. Choć Jarosław Kaczyński za tę reklamę będzie musiał nieco dopłacić, bowiem czeka go publikacja sprostowania w mediach, to i tak wyjdzie na swoje. Przez awanturę o prywatyzację służby zdrowia to właśnie on w telewizji _ pojawiał się _ najczęściej. W ostatnim okresie poza spotykaniem się z wyborcami był także na sali rozpraw. Pojawił się również w szpitalu.
Kłócąc się o prywatyzację służby zdrowia obaj kandydaci starają się pokazać jak bardzo zależy im na zdrowiu Polaków. Może zamiast sprzeczać się o to, co kto powiedział, lub co dokładnie miał na myśli skuteczniej byłoby właściwie zatroszczyć się o temat, którego cała sprawa dotyczy. Konkretnych planów mających na celu poprawę sytuacji w szpitalach publicznie nie prezentuje bowiem żaden.
Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl