Money.pl: To kolejne podejście SLD do kwestiilegalizacji związków partnerskich.Do trzech razy sztuka. Tym razem się uda?
*Tadeusz Iwiński, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej: *Pierwszy raz próbowaliśmy osiem lat temu. Ale wtedy projekt nie został nawet wprowadzony do porządku obrad Sejmu. Kilka lat później drugą próbę podjęła pani senator Maria Szyszkowska. I znów się nie udało. Ale jak mówią Rosjanie: _ Boh trojcu lubit, _ więc ja wierzę, że tym razem będzie inaczej.
Oczywiście nie ma gwarancji - między innymi ze względu na sezon wyborczy - że uda się to sfinalizować w tej kadencji Sejmu. Ale mój ostrożny optymizm wynika z tego, że nowy projekt ma być bardziej realistyczny i bardziej ograniczony w stosunku do wcześniejszych wersji.
Wykluczymy z niego to, co budzi największe obawy i oburzenie niektórych środowisk. Nie będzie poruszał kwestii ewentualnej adopcji dzieci.
Ten projekt nie będzie też wychodził z założenia, że związek partnerski to niemal to samo co małżeństwo. Tu nie ma mowy o tym co się pokazuje w telewizji, że dwóch młodych dżentelmenów staje na ślubnym kobiercu i wymieniają obrączki. To dwie zupełnie inne kwestie. Według naszych zamierzeń związek partnerski ma być bardzo zbliżony do modelu francuskiego znanego u nas pod nazwą PACS, czyli obywatelskiej umowy solidarności.
Podczas dyskusji o tym projekcie najwięcej mówi się o związkach homoseksualnych. Ale najliczniejszą grupą, która skorzystałaby na tych rozwiązaniach są osoby żyjące w konkubinacie.
Jak chcecie przekonać koleżanki i kolegów z innych partii do swoich pomysłów? Bez tego nie ma przecież szans na powodzenie całego projektu.
[
Tusk nie chce legalizacji i odmawia gejom ]( http://news.money.pl/artykul/tusk;odmawia;gejom,132,0,310916.html )
Pierwszy argument jest natury filozoficznej, może dość banalny. Ale chodzi o to, że probierzem stopnia rozwoju demokracji w danym społeczeństwie jest podejście do wszelkich mniejszości. Nieważne czy to etnicznych, czy religijnych, czy też seksualnych.
Drugi argument jest taki, że to nie jest tak, że my coś tu nowego odkrywamy. Bo takie rozwiązania w Unii są już standardem. W Danii weszły w życie ponad 20 lat temu. One funkcjonują nie tylko w: Holandii, Portugalii czy Hiszpanii, ale też w bliskich nam krajach. Mam tu na myśli Czechów, którzy takie rozwiązania wprowadzili cztery lata temu czy Węgrów, którzy przyjęli je w 2007 roku.
Partnerom żyjącym w zalegalizowanym związku łatwiej byłoby m.in. wspólnie brać kredyt czy uzyskać informacje o zdrowiu partnera. Co jeszcze zmieni się w życiu osób żyjących w konkubinatach?
Właśnie takie kwestie życiowe są w tym projekcie najważniejsze. Chodzi tu na przykład o sprawę dziedziczenia. Testament i zapis notarialny wszystkiego nie załatwiają. Bo partner musi zapłacić - o ile się nie mylę - 20 proc. podatku. A małżonek, który dziedziczy, nie płaci go wcale. W grę wchodzi też możliwość uczestniczenia w organizacji pochówku w przypadku śmierci partnera.
Łatwo też wyobrazić sobie sytuację, w której dwie starsze osoby, które nie muszą nawet pozostawać w związku emocjonalnym - a ich emerytury nie są zbyt wysokie - umawiają się, że będą prowadzić wspólnie gospodarstwo. To jest dużo tańsze, niż prowadzenie dwóch domów. A gdy jedna z nich na przykład zachoruje, druga się nią w takiej sytuacji będzie się opiekować. Tu chodzi właśnie o takie życiowe sprawy.
Te pomysły są wzorowane na modelu francuskim, który działa od 11 lat i sprawdził się w praktyce. Do dziś skorzystało z niego - o ile pamiętam - pół miliona osób.
Osoby w zarejestrowanych związkach mogłyby wspólnie rozliczać podatki. Mówi się też, że zyskałyby prawo do renty i emerytury po zmarłym partnerze. Skutki finansowe takich rozwiązań mogą być poważne. Próbowaliście je oszacować?
Rozumiem pewne obawy. To na pewno trzeba policzyć. Nie chcę być złośliwy i populistyczny. Ale to co Platforma przeforsowała razem z PiS-em, czyli obniżenie składki rentowej i podatków płaconych przez najbogatszych spowodowało, że państwo straciło 30 mld złotych. Kwota, która tutaj wchodzi w grę, to jest kropla w morzu tego, co zostało jednym nieprzemyślanym ruchem zaprzepaszczone u zarania kryzysu.
[
Łużkow: Parada gejów "dziełem szatana" ]( http://news.money.pl/artykul/luzkow;parada;homoseksualistow;dzielem;szatana,80,0,580432.html )
W konsekwencji tego co zrobiła PO z PiS-em być może będzie trzeba przywrócić wyższe stawki podatków dla najlepiej zarabiających. Zresztą ja uważam, że tak powinno być, bo jestem zwolenników podatków progresywnych: najmniej zarabiający płacą najmniejsze podatki, najbogatsi są obciążeni w większym stopniu.
Oczywiście nie może dochodzić do takich absurdów jak w Szwecji, gdzie autorka przygód Pippi Langstrump stwierdziła kiedyś, że z tytułu tantiem z tłumaczeń książek musiałaby zapłacić podatek większy od tego co zarobiła.
Kwestie finansowe nie budzą jednak aż takich emocji w mediach jak temat związków osób tej samej płci. Nie obawiacie się, że powrót do niego - przeciwnicy pewnie i tak będą zarzucać wam, że to tylko wstęp do bardziej radykalnych posunięć - może zaszkodzić kandydatowi SLD w kampanii prezydenckiej?
Tak naprawdę nigdy nie ma dobrego czasu na takie projekty. Teoretycznie najlepszy jest tu pierwszy rok po wyborach. Nie sądzę jednak, by taka dyskusja nam zaszkodziła. Będziemy akcentować to, że tu chodzi o wprowadzenie standardów europejskich. Nie chcemy być ani w awangardzie, ani w ariergardzie. Chodzi o to by płynąć w tym samym głównym nurcie razem z innymi państwami Unii Europejskiej.