Money.pl: Ponad pół roku temu przedstawiany przez Pana projekt wprowadzenia dnia wolnego w święto Trzech Króli przepadł w Sejmie. Teraz znów wraca. Skąd taka determinacja?
Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi: Jestem przekonany o słuszności tej sprawy. Sądzę, że liczba ponad miliona zebranych podpisów jest bardzo silnym argumentem.
W projekcie nic się nie zmieniło. Układ sił w Sejmie też jest taki sam jak w październiku. Więcej podpisów wystarczy, by przekonać posłów?
Minęło wystarczająco dużo czasu, żeby poszczególni posłowie mogli podejść do sprawy bez szczególnej podejrzliwości wobec tego, co tak naprawdę kryje się za tą inicjatywą.
Podejrzliwości nie brakowało. Ale dzisiaj, po długim czasie od pierwszego zaprezentowania inicjatywy w Sejmie, nie stało się nic, co by dawne podejrzenia uzasadniało.
Jakie to były podejrzenia?
Chodziło przede wszystkim o domniemaną inicjatywę polityczną. A żadnej ukrytej inicjatywy nie było i nie ma. W moim działaniu chodzi dokładnie o to, o co chodzi. Nie jest to skierowane ani przeciwko Platformie Obywatelskiej ani żadnej innej formacji. Nie jestem na usługach jakiejkolwiek formacji politycznej.
Ale koszty gospodarcze są niemałe. Według niektórych szacunków to ponad 5 mld złotych.
Kalkulacje co do kosztów tego dnia wolnego było na ogół strasznie wydumane. Zresztą jak były wprowadzane wolne soboty, to też gospodarce polskiej miała grozić katastrofa. Z wyliczeń środowisk przeciwnym wolnym sobotom wynikałoby, że gospodarka polska musiałby dzisiaj być na poziomie o kilkanaście procent niższym niż rzeczywiście jest.
Trzech Króli przypada jednak w okresie urlopów świątecznych. Nie obawia się Pan, że Polacy robiliby sobie wtedy przesadnie długie weekendy?
Tak się składa, że ten czas wolny przypada w okresie, kiedy gospodarka nie działa na najwyższych obrotach, bo jest to po wielkich zakupach świątecznych i sylwestrowych.
Zresztą już wcześniej, kiedy wolne miały szkoły, rodzice często brali urlopy razem z dziećmi i jakoś gospodarki to nie rozwalało.
A może udałoby się znaleźć jakiś kompromis. *Stefan Niesiołowski mówi o vacatio legis. PO być może poprze nowe święto, ale wolne będziemy mieć dopiero wtedy, gdy gospodarkę będzie na to stać.*
Niech wobec tego Sejm wprowadzi odpowiednie _ vacatio legis _i niech się zajmie tymi dniami wolnymi, które pojawiły się niespodziewanie po rozstrzygnięciu Trybunału Konstytucyjnego, a na których nikomu nie zależy.
Mówię o tak zwanych dniach zamiennych, w przypadku kiedy dzień ustawowo wolny przypada na sobotę. Wtedy każdy pracodawca ma obowiązek wyznaczenia dnia zastępczego, jest to jeden albo dwa dni w roku.
Można zastanowić się, czy nie przeformułować ustawy o dniach wolnych od pracy w ten sposób, żeby nie było potrzeby ustalać żadnych zamienników. Wtedy jak wolne wypadnie w sobotę - trudno. I nie byłoby kombinowania z oddawaniem terminów, do których nikt nie jest przywiązany.
Załóżmy, że Sejm zdecyduje się opóźnić wejście w życie takiego przepisu. Jaki okres będzie optymalny?
Ja nie jestem od tego, żeby to proponować. To sprawa Sejmu a nie moja dlatego, że ja jestem pełnomocnikiem konkretnego projektu ustawy. I nie mogę wykraczać poza to pod czym podpisał się ponad milion ludzi. Nie jestem władcą tych podpisów.
A jeśli znowu nie uda się uchwalić ustawy? Będzie Pan trzeci raz zbierał podpisy, żeby było ich jeszcze więcej?
Nie zakładam, żeby się tym razem nie udało.