Money.pl: Jak wynika z raportu NIK lekarze rodzinni zamiast koordynować leczenie i przeprowadzać większość zabiegów - co zakładała reforma służby zdrowia z 1999 roku - odsyłają pacjentów do szpitalnych izb przyjęć. Może więc instytucja lekarza rodzinnego nie jest potrzebna? Mariusz Łapiński, były minister zdrowia: Nie wszyscy postępują w ten sposób, ale jednak większość stosuje mechanizm przerzucania kosztów: lekarz rodzinny nie robi badań, ale wysyła pacjenta do szpitala na izbę przyjęć.
Dzięki temu oszczędza pieniądze i jednocześnie nikt nie może mu zarzucić że spowodował zagrożenie życia pacjenta, nie wykonując niezbędnych badań. Przecież wysłał go na izbę przyjęć.
Takie praktyki oznaczają jednak znaczne podwyższenie kosztów leczenia pacjenta.
Dla całego systemu być może, ale nie dla lekarza. On dzięki temu osiąga oszczędności.
Zakłady Podstawowej Opieki Zdrowotnej, tzw. POZ, w których najczęściej pracują właśnie lekarze rodzinni, dostają od NFZ pulę pieniędzy. Z tych pieniędzy finansowane są badania pacjentów. I jeżeli lekarz zleci mniej badań, albo w ogóle ich nie zleci to pieniądze, których nie wykorzysta trafiają do jego kieszeni.
*Czyli lekarze nie potrzebują podwyżek. *
Lekarze w niepublicznych placówkach zarabiają kilka - kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Im podwyżki nie są potrzebne. Lekarze rodzinni są największymi beneficjentami reformy służby zdrowia.
ZOBACZ TAKŻE:
Jak Pan ocenia po ośmiu latach od reformy służbę zdrowia?
Ja ten system oceniam dobrze. Działa on w miarę wydajnie i zmiany nie są w nim potrzebne. Trzeba tylko dać więcej pieniędzy. Mamy jeden z najniższych wskaźników dotyczących finansowania służby zdrowia w Europie. I to trzeba zmienić.
No ale skoro lekarze i POZ mają dużo pieniędzy to gdzie dodatkowe środki są potrzebne?
Pieniądze te należy dać szpitalom, bo w szpitalach sytuacja wygląda najgorzej. Chociaż i tutaj jest lepiej, bo szpitale wbrew pozorom nie przynoszą już strat. Jedynie1/4 placówek ma problemy z zadłużeniem. Problemem jest to że szpitali jest za dużo. Należy zmniejszyć ich ilość i ustalić jeden nadzór własnościowy. Bo obecnie szpitale należą do różnych władz. Sprawia to że wszystkie placówki wyciągają ręce po pieniądze, ale obłożone są najwyżej na 40 proc swoich możliwości.
To skoro szpitali jest za dużo, a pieniędzy za mało to wystarczy zlikwidować część szpitali, a środki rozdzielić pomiędzy resztę.
Niekoniecznie, bo z tego systemu nie da się więcej wycisnąć bez zwiększenia środków na służbę zdrowia.