Gdyby poseł Palikot nie istniał, należałoby go wymyślić w celu zrównoważenia sytuacji po obu stronach piaskownicy, w której duzi chłopcy bawili się niegdyś razem, aż doszło do podziału na dwa zwalczające się obozy.
Na prawdziwym podwórku nazywały się one bandami, ale w polityce takie słowo nie przystoi. Politykę mamy przecież europejską, a nie jakąś tam mongolską czy tatarską, zaś chłopcy aspirują do miana mężów stanu. Wpasowywanie ich w rolę Czyngis-chanów czy choćby czterech pancernych i psa Szarika (ulubiona niegdyś zabawa w pobliżu trzepaka) byłoby bluźnierstwem.
- ZOBACZ TAKŻE:
Gdy kilka dniu temuJarosław Kaczyńskipowiadomił naród o zamiarze pobicia posła Cymańskiego (PiS) przez posła Grasia (PO), można się było spodziewać, że Palikot w odwecie z czymś wyskoczy. Co prawda doniesienie o rozboju w sali obrad plenarnych okazało się w efekcie odgrzewaniem Gombrowicza, jednak raz wykonana zaczepka nie mogła - jak to na podwórku - zostać zapomniana. Tym bardziej, że prezes Prawa i Sprawiedliwości podparł się nią przy stawianiu tezy, że życie publiczne w Polsce całkiem się stacza. Z winy Platformy Obywatelskiej rzecz jasna.
W słynnym gombrowiczowskim _ Ślubie _ dwór debatował o marnym i czarniawym palicu niejakiego Pijaka. Na Wiejskiej z kolei poszło o palec, którym wymachiwał Cymański, co wkurzyło Grasia, więc go skarcił, żeby przestał, bo może mu palica utrącić.
Skecz ten przypomniał się prezesowi po kilku miesiącach i dobrze, że na razie rzecz cała sprowadziła się do ustnego powiadomienia o zamiarze popełnienia przestępstwa, choć niewykluczone, że fragmentem górnej kończyny posła zajmie się w przyszłości sejmowa komisja specjalna.
Kiedy sprawa pojawiła się w mediach, można było postawić zakład o wszystkie pieniądze, że lada moment nastąpi kanonada w wykonaniuJanusza Palikota. Jarosław Kaczyński nie zaatakował bowiem bez powodu, lecz w odpowiedzi na wcześniejsze natarcie wobec posłanki Kruk, której zdarzyło się przebywać w sejmie w stanie na coś wskazującym, a Palikot miał niemały udział w naprowadzeniu mediów na jej trop. W piaskownicy już tak bywa, że chłopcy sami nie przerwą łańcuszka wzajemnych zaczepek, dopóki ich ktoś po łapach nie zdzieli.
W czwartek bardzo późnym wieczorem poseł Palikot oświadczył na wizji i fonii, że prezydentLech Kaczyńskimiał odezwać się do generała Mariana Janickiego: won gnoju! Reprymenda nie powinna w zasadzie dziwić, ponieważ mieści się w tej samej stylistyce, co _ spieprzaj dziadu _, ważny natomiast jest jej kontekst.
Według Palikota, szef Biura Ochrony Rządu zmusztrowany został tymi słowy po zawieszeniu dowódcy ochrony prezydenta. W środku nocy kancelaria Pałacu zdementowała sugestie Palikota. Rzecznik generała także zaprzeczył. Zanosi się wiec na niezły rwetes w maglu, jako że Palikot powołuje się na wicepremiera Schetynę.
Zawieszenia szefa prezydenckich ochroniarzy nastąpiło z powodu incydentu w Gruzji, powodując furię Lecha Kaczyńskiego, który momentalnie oświadczył, że w takim razie rezygnuje w ogóle z ochrony, ponieważ decyzja ta jest nie zgodna z jego wolą.
I tu właśnie leży pies pogrzebany. Razem z palcem i palicem. Nawet królową angielską obowiązuje bowiem prawo, a czasy, kiedy cokolwiek zależało od woli monarchini, bezpowrotnie minęły. Najwyższa pora, żeby ta oczywistość została przyjęta do wiadomości w polskiej piaskownicy.
Autor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu i redaktorem naczelnym _ Panoramy Opolskiej _.