"Rzeczpospolita" pisze, że kandydaci do rad nadzorczych z tak zwanej "listy Kaczyńskiego" o tym, że się na niej znajdują dowiadują sie od dziennikarzy.
Wcześniejsze doniesienia prasy o istnieniu listy około 30 nazwisk potwierdził Jarosław Kaczyński. Dodał, że jest ona układana przez profesorów Szkoły Głównej Handlowej. Na liście mają się znajdować między innymi absolwenci i pracownicy uczelni, którzy po przejściu weryfikacji obejmą stanowiska w zarządach i radach nadzorczych spółek państwowych.
Dziennik zadzwonił do 10 osób, które są jednocześnie związane z SGH i PiS, jednak żadna z nich nic o niej nie wie. Tworzenie spisu - mówią rozmówcy dziennika - odbywa się w dużej tajemnicy.
Z innych źródeł "Rzeczpospolitej" na SGH wynika, że układa go prawdopodobnie Adam Glapiński, bliski współpracownik Kaczyńskiego z czasów Porozumienia Centrum, obecnie pracownik naukowy tej uczelni.
Dziennik dodaje, że niektórzy kandydaci dowiadują się o tym, że są podobno liście od przedstawicieli mediów. Profesor Piotr Płoszajski z SGH mówi gazecie, że o tym iż znalazł się na liście usłyszał od dziennikarzy, którzy do niego dzwonili.