Z wpisaniem Stokłosy do bazy danych spóźnił się podwładny insp. Jarosława Marca, obecnie dyrektora Centralnego Biura Śledczego.
Policja twierdzi, że zwlekała z rejestracją, by - z uwagi na liczne kontakty Stokłosy w środowisku policyjnym, prokuratorskim i sędziowskim - nie dopuścić do przecieku. Ale "Życie Warszawy" dowiedziało się, że były komendant główny policji generał Marek Bieńkowski miał wątpliwości, czy działania były prawidłowe. Zanim podał się do dymisji, polecił wszcząć postępowanie i wyjaśnić, dlaczego doszło do zaniedbań.
Gazeta dotarła do nieznanych dotychczas informacji, z których wynika, że na początku poszukiwań policja mogła popełnić błędy. Już 4 stycznia śledczy zdobyli dowody obciążające Stokłosę, m.in. zeznania jego doradcy podatkowego i księgowej.
Zaraz po tym nazwisko biznesmena powinno było trafić do Krajowego Systemu Informacji Policyjnej. Tymczasem stało się to dopiero 22 stycznia. Według niektórych źródeł Stokłosa mógł jeszcze być w styczniu w Polsce.