Lekarze z restrukturyzowanego szpitala nr 1 w Gliwicach grożą protestem - nie zgadzają się na obniżki wynagrodzeń, które władze miasta traktują jako warunek dokończenia prywatyzacji placówki. Szpital przynosi co miesiąc kilkusettysięczne straty, zdaniem samorządowców przyczyną tego są zbyt wysokie zarobki załogi - w tym lekarzy.
Restrukturyzacja szpitala ciągnie się od trzech lat, ma zostać zakończona z końcem grudnia - poprzez przekształcenie placówki w spółkę pracowniczą. W listopadzie zeszłego roku odchodząca poprzednia dyrekcja podniosła płace personelowi szpitala. Rozmowy o nowych propozycjach warunków zatrudnienia załogi w sprywatyzowanym szpitalu mają odbyć się w czwartek.
"Średnia obniżka płacy musi wynieść ok. 300-400 zł na osobę, tylko wtedy szpital może się zbilansować - tak, by zaraz po przekształceniu w spółkę pracowniczą nie padł. Teraz starszy specjalista zarabia tam z dodatkami 9,3 tys. zł brutto, asystent 5 tys. zł, a pielęgniarka 2,5 tys. zł" - powiedział PAP we wtorek Marek Jarzębowski z gliwickiego magistratu.
Dr Bartłomiej Bawer z organizacji Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) w gliwickim szpitalu nr 1 ocenia, że - jako lekarz z II stopniem specjalizacji - na obniżce pensji straciłby ok. 1 tys. zł. "Nie jesteśmy przeciwni prywatyzacji szpitala. Chodzi o to, abyśmy po niej nie pracowali na znacznie gorszych warunkach" - powiedział PAP we wtorek Bawer.
Na początku października dyrektor placówki wypowiedział personelowi dotychczasowe umowy o pracę. Nowe, na które pracownicy mieliby zdecydować się do 15 listopada, zakładają obniżkę zasadniczego wynagrodzenia lekarzy o 20 proc. Spowoduje to również jednak obniżenie stawek za lekarskie dyżury, ponieważ ich wartość zależy właśnie od podstawy pensji.
Obniżki wynagrodzenia miałyby dotyczyć wszystkich pracowników szpitala - o 10-15 proc. mniejszą pensję miałyby dostawać też pielęgniarki, personel medyczny czy administracja. "To kwestia wyboru czy lekarze chcą ratować szpital i miejsca pracy, czy zarabiać tyle ile dotąd, ale do czasu, kiedy szpital padnie" - ocenił Jarzębowski.
Według Bawera, w poniedziałek pracownicy szpitala otrzymali od dyrekcji nowe propozycje zatrudnienia w systemie zmianowym, jednak bez sprecyzowanych szczegółów - m.in. konkretnych warunków finansowych. Jak ocenił lekarz, właśnie te warunki - w kontekście obciążenia pracą załogi - powinny być głównym przedmiotem czwartkowych rozmów.
"W ciągu ostatnich sześciu lat liczba pracowników szpitala zmniejszyła się o ponad 200 - do ok. 420 osób, w tym 70 lekarzy i 230 pielęgniarek. Sześć lat temu blisko 100 lekarzy zajmowało się 6 tys. hospitalizowanych pacjentów rocznie, teraz opiekujemy się 14 tys. osób, które rocznie trafiają do naszego szpitala" - zaznaczył dr Bawer.
Tymczasem w opublikowanej na początku października odezwie do pracowników szpitala jego likwidator Kamil Jany wskazał m.in., że długi szpitala przekroczyły już 20 mln zł, a jego straty za ostatnie 8 miesięcy wyniosły ponad 4 mln zł. Obowiązujący kontrakt z NFZ dostarcza placówce 2,3 mln zł miesięcznie, płace pochłaniają z tego prawie 1,7 mln zł.
Jany podkreślił, że władze Gliwic zaangażowały w ostatnim czasie poważne środki w szpitalne inwestycje: remonty, zakup aparatury i komputerowy system tzw. sterowania pacjentem na terenie całego szpitala. Miasto zgodziło się też na przejęcie spłat zaciągniętego w ubiegłym roku przez szpital kredytu, którego rata wynosi 100 tys. zł miesięcznie. (PAP)
mtb/ malk/