Zaprzysiężony w piątek nowy rząd ze względu na to, że jest w nim sporo osób nieznanych, jest w dużym stopniu niewiadomą; powinien być rządem reform - uważa socjolog prof. Andrzej Rychard.
"Ten rząd jest w dużym stopniu niewiadomą. Stoi przed ogromną szansą, ale też pod presją ogromnych oczekiwań, które spowodowane są z jednej strony niezadowoleniem z dotychczasowych rządów, a po drugie są wynikiem wielu obietnic, jakie złożyła PO przed wyborami" - powiedział w piątek PAP Rychard.
Według niego, rząd sprawia wrażenie, jakby był oparty na jednym filarze - premierze Donaldzie Tusku.
"Pewnego rodzaju zdziwienie może budzić to, że Platforma mając wśród swoich członków działaczy i także wokół siebie osoby, które mogłoby wspomóc Donalda Tuska jako taki główny filar, nie znalazły się w rządzie, a jeśli się znalazły, to na miejscach niespecjalnie oczekiwanych" - stwierdził.
Jednak - jak dodał - istnieje szansa, że osoby, które nie były znane dotychczas, "wykażą się nadzwyczajnymi zdolnościami i zostaną czarnymi końmi tego rządu". "Ale z kolei szansa na to, że wszyscy nieznani okażą się czarnymi końmi, jest szansą znikomą" - ocenił Rychard.
Socjolog ma nadzieję, że nowy rząd dokona zasadniczego przyspieszenia reform i nie będzie jedynie gabinetem "miłej twarzy". "Tym się powinien odróżnić przede wszystkim od rządu PiS" - podkreślił.
Najważniejsze cele, jakie stają przed zaprzysiężonym w piątek gabinetem to - zdaniem socjologa - reformy ułatwiające działalność przedsiębiorczą i reforma finansów publicznych.
"Bardzo ważne jest to, żeby ten rząd nie odróżniał się od ostatniego rządu tylko sympatyczną twarzą, bardziej uśmiechniętą, a mniej zaciętą, ale żeby nie powielił błędu zjadania owoców ekonomicznych" - powiedział Rychard.
W imię trudnych reform - dodał - Tusk powinien poświęcić nawet część poparcia swego rządu. "To jest potwornie trudne dla każdego rządu, bo prawie nikt nie chce ryzykować" - przyznał Rychard.(PAP)
stk/ mok/ gma/