O zbadanie sprawy zwolnienia przez wójta nauczycieli ze szkoły podstawowej w Siedlimowie zwróciła się do prokuratury Państwowa Inspekcja Pracy. Zlikwidowana formalnie placówka walczy od kilku miesięcy o przetrwanie.
Decyzja o likwidacji szkoły w Siedlimowie zapadła przed ponad rokiem, ale po ostatnich protestach rodziców uchwałę - z przyczyn formalnych - uchylił wojewoda. Sprawa czeka na rozstrzygnięcie w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, a w walkę o utrzymanie placówki włączył się wicepremier i minister edukacji Roman Giertych.
"Pracownicy szkoły otrzymali wypowiedzenia, podpisane przez wójta i przewodniczącego rady gminy, a nie dyrektora. Jest to niezgodne z artykułem 20 Karty Nauczyciela, a także przekroczenie uprawnień opisane w art. 231 kodeksu karnego" - poinformowała Beata Gołębiewska, zastępca Okręgowego Inspektora Pracy w Bydgoszczy.
Wójt gminy próbował dotrzymać przepisowych terminów i mechanizmów zwalniania pracowników zamykanej szkoły, ale procedurę uniemożliwiła choroba dyrektorki placówki. Wypowiedzenie dla niej udało się doręczyć dopiero tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, a nauczyciele nie odbierali z poczty wysłanych pocztą dokumentów.
"Na wszystko co robiliśmy są dokumenty i nie boję się żadnego dochodzenia. O tym kto tu jest winien może rozstrzygnąć tylko sąd" - powiedział PAP Marek Maruszak, wójt gminy Jeziora Wielkie.
Decyzja o zamknięciu niewielkiej szkoły i przeniesieniu uczniów do odległego o cztery kilometry Wójcina zapadła prawie rok temu i była elementem programu naprawczego poważnie zadłużonej gminy Jeziora Wielkie. Za zgodą kuratorium, radni zdecydowali o zamknięciu placówki, ale po protestach rodziców uchwałę uchylił z przyczyn formalnych wojewoda.
Do świętującej w tym roku stulecie istnienia szkoły w Siedlimowie uczęszcza 77 uczniów. Placówka zatrudnia ośmiu nauczycieli i pracowników obsługi.(PAP)
olz/ tot/
