Sąd Apelacyjny w Szczecinie oddalił w czwartek apelację mężczyzny, który domagał się 90 tys. zł zadośćuczynienia od szpitala, w którym wbrew jego woli otrzymał sakrament namaszczenia chorych. Sąd podkreślił m.in., że nie udowodnił on, że doznał krzywdy.
Proces przed szczecińskim sądem apelacyjnym dotyczył udzielenia w jednym z tamtejszych szpitali klinicznych przez katolickiego kapłana sakramentu namaszczenia chorych niewierzącemu pacjentowi. Był on wtedy nieprzytomny, po operacji. Mężczyzna pozwał placówkę za naruszenie zasad wolności sumienia.
"Biorąc pod uwagę małe natężenie winy po stronie pozwanej, brak krzywdy, ewentualnie jej znikomość po stronie powoda, cel w którym to zostało udzielone (namaszczenie - PAP), to te okoliczności przemawiają za odmową uwzględnienia roszczenia powoda" - podkreślił sąd.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd podkreślał m.in., że R. nie udowodnił, jakoby z powodu namaszczenia doznał jakiejś szkody psychicznej czy fizycznej; nie korzystał z pomocy psychologa ani psychiatry. Nie wykazał też, że poniósł jakiekolwiek wydatki w związku z krzywdą, której miał doznać.
Sąd przypomniał, że mężczyzna złożył pozew dwa lata po tym, jak dowiedział się o namaszczeniu. To wskazuje, że jego poczucie krzywdy nie było takie, jak deklarował podczas procesu - zaznaczył sąd.
Sąd dodał też, że powód nie wykazał, jakoby jego trauma utrzymywała się nadal. Przytoczył słowa mężczyzny, że cały czas odczuwa on traumę, tak jak "dzieci molestowane przez księży". Powód w żaden sposób nie wykazał, że nie mógł normalnie funkcjonować - dodał sąd.
Zdaniem sądu, mylenie przez powoda takich pojęć jak "agnostyk" czy "ateista" może świadczyć, że jest on "nie do końca świadomy swej duchowej tożsamości".
Sąd zaznaczył, że jeśli ze strony szpitala doszło do winy, to była ona nieumyślna i "w postaci lekkomyślności". Nie było złej woli kapelana - podkreślił.
Sąd uznał apelację za całkowicie bezzasadną. Nie obciążył mężczyzny kosztami procesu.
Pełnomocnik Jerzego R., Krzysztof Gurbin, zapowiedział, że jego klient z pewnością złoży skargę kasacyjną od tego wyroku. Jak dodał, on sam nie zgadza się z orzeczeniem sądu. Powoda nie było w sądzie.
Reprezentująca szpital Agnieszka Żak-Myślak podkreśliła po ogłoszeniu wyroku, że jego uzasadnianie jest zgodne z argumentacją placówki. Dodała, że szpital zadba, by stosowano w nim odpowiednie procedury, które w przyszłości nie pozwolą na zaistnienie podobnych przypadków.
Mieszkaniec Szczecina Jerzy R. poddał się planowanej operacji kardiochirurgicznej w 2009 r. Gdy po zabiegu był w śpiączce farmakologicznej i istniało zagrożenie dla jego życia, ksiądz udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych. Ani personel szpitala, ani duchowny nie sprawdzili jednak wcześniej, czy pacjent jest chrześcijaninem. Mężczyzna o namaszczeniu dowiedział się dopiero po przeczytaniu swej dokumentacji medycznej.
Sprawa wpierw trafiła do Sądu Okręgowego w Szczecinie. Ten w styczniu 2012 r. oddalił powództwo, podkreślając, że pacjent nikomu nie zgłaszał, że nie życzy sobie sakramentów według obrządku katolickiego. Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu niższej instancji.
Jednak Sąd Najwyższy, do którego pacjent złożył wniosek o kasację, orzekł we wrześniu ubiegłego roku, że namaszczenie nieprzytomnego chorego bez jego zgody jest naruszeniem dóbr osobistych. Sprawa została cofnięta do ponownego rozpatrzenia przez sąd apelacyjny.
Sakrament namaszczenia chorych jest jednym z siedmiu sakramentów w Kościele katolickim. Przewidziany jest dla ciężko chorych. Kapłan namaszcza czoło i ręce chorego olejem świętym, wypowiadając przy tym słowa: "Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Amen. Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię wybawi i łaskawie podźwignie. Amen". (PAP)
epr/ itm/ dym/