Tomasz Nałęcz nie musi przepraszać Konstantego Miodowicza za swą wypowiedź z 2005 r., gdy jako rzecznik ówczesnego kandydata na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza mówił o negatywnej roli, jaką poseł PO miał odegrać w sprawie Anny Jaruckiej.
Czwartkowy wyrok Sądu Okręgowego Warszawa-Praga jest nieprawomocny; można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
W sierpniu 2005 r. Nałęcz mówił: "Jak patrzymy na sprawę pani Jaruckiej, to jest dokładnie ten sam mechanizm, co przy lojalce, przy niby-lojalce, pana (Jarosława) Kaczyńskiego. Tak samo podrobiony podpis, ten sam mechanizm. Ja pytam publicznie, choć nie mam żadnych dowodów, ale pytam Donalda Tuska: proszę wyjaśnić rolę pułkownika Miodowicza we wszystkich tych sprawach". Miodowicz (szef kontrwywiadu UOP w latach 90.) pozwał za to Nałęcza, żądając przeprosin.(PAP)
sta/ malk/