Były funkcjonariusz SB z Torunia fałszował akta pewnego duchownego, by wynikało z nich, że jest on rzekomym tajnym współpracownikiem - orzekł w środę toruński sąd. Umorzył jednak postępowanie wobec Andrzeja G. z powodu amnestii.
Sąd orzekł, że Andrzej G. przez osiem lat preparował raporty, które rzekomo miał pisać młody wikary z Torunia, ks. Janusz K. Duchowny miał być - według zachowanych dokumentów SB - tajnym współpracownikiem o pseudonimie Jan.
Sąd uznał b. funkcjonariusza za winnego fałszerstwa dokumentów, ale postępowanie przeciwko niemu umorzył na podstawie przepisów o amnestii. Obejmują ona czyny zagrożone karą do dwóch lat więzienia, z wyjątkiem czynnego znęcania się nad zatrzymanymi przez SB i MO opozycjonistami.
"Dokumenty pochodzą z lat 1977-1985. Jest to około 20 informacji podpisanych pseudonimem +Jan+ i wszystkie, ponad wszelką wątpliwość zostały napisane własnoręcznie przez funkcjonariusza Andrzeja G." - powiedział w środę prokurator Mieczysław Góra z Instytutu Pamięci Narodowej.
Zdaniem badacza historii działań tajnych służb PRL, prof. Wojciecha Polaka z toruńskiego uniwersytetu, przypadki wykrycia spreparowanych teczek z archiwów SB wychodzą na jaw coraz częściej. Naukowiec przypisuje to wymaganiom, jakie stawiali zwierzchnicy funkcjonariuszom SB w dziedzinie zdobywania tajnych współpracowników.
"To było podstawą rozliczania efektów ich pracy. Zgodnie z resortowymi +normami+ każdy z oficerów powinien pozyskać, a następnie prowadzić około 12-14 agentów i jeśli któryś nie mógł się z tego wywiązać, to dochodziło właśnie do takich przypadków" - podkreślił prof. Polak.
W regionie kujawsko-pomorskim pracownicy IPN badają obecnie dwa inne przypadki możliwych fałszerstw w aktach SB, które dotyczą byłego dziennikarza z Bydgoszczy i naukowca z UMK.(PAP)
olz/ wkr/ gma/