Polski pianista Krystian Zimerman, rzadko koncertujący w Polsce, wyraził chęć zagrania Koncertu Fortepianowego Witolda Lutosławskiego podczas Warszawskiej Jesieni. Niesamowicie dramatyczny, pełen niewiarygodnej energii - tak opisuje koncert, który mu Lutosławski zadedykował 25 lat temu.
"Zaproponowałem organizatorom, że zagram koncert Lutosławskiego na Warszawskiej Jesieni we wrześniu. Czekam na odpowiedź" - powiedział Zimerman w wywiadzie udzielonym dziennikarce RMF FM Katarzynie Sobiechowskiej-Szuchcie.
Koncert Fortepianowy, który Witold Lutosławski napisał ćwierć wieku temu, był zadedykowany właśnie Zimermanowi. I to on zagrał go po raz pierwszy 25 lat temu w Salzburgu, gdy dyrygował orkiestrą Witold Lutosławski.
"Tekst jest ten sam, muzyka ta sama, a ja widzę tyle detali, których wtedy nie zauważyłem" - wspomina teraz Zimerman.
"Może dlatego, że człowiek był w środku tego wszystkiego. Mówi się zawsze, że muzyka jest odzwierciedleniem duszy - rzeczywiście tak jest. Teraz słyszy się te wszystkie napięcia lat osiemdziesiątych; stan wojenny, to wszystko, co się działo później, upadek, praktyczne rozłożenie się naszego państwa aż do roku 1988 roku i całkowitej zmiany systemu w roku 1989. Koncert jest odzwierciedleniem tego całego okresu. Jest niesamowicie dramatyczny, niesamowicie smutny, pełen niewiarygodnej energii. Coś, czego wcześniej nie czułem tak wyraźnie. Myśmy byli w środku tego wszystkiego, jak gdyby to było nasze codzienne życie. Dzisiaj Europa stoi w zupełnie innym punkcie. Wracając do tego koncertu - nagle zauważyłem te wszystkie detale. Coś fenomenalnego zupełnie, jak to było wspaniale odzwierciedlone z tej jego duszy" - opisuje Zimerman.
Wspominając Witolda Lutosławskiego, Zimerman podkreślił, że pamięta go jako niezwykłego patriotę. "Wiele razy używamy tego słowa, a nie wiemy, co ono znaczy. Lutosławski wspierał niesamowitą liczbę różnych studentów. Ile razy przychodzili młodzi po koncercie, dziękowali za stypendium tu, za stypendium tam. Byłem oszołomiony.(...) Był szalenie eleganckim panem. Miałem ogromny kłopot, bo on z każdym solistą upierał się na mówienie sobie po imieniu. To było dla mnie strasznie trudne, bo ja nie tylko miałem ogromny szacunek dla niego, ale było między nami 40 lat różnicy. Wymyślałem najprzeróżniejsze formy gramatyczne, żeby ominąć tę bezpośrednią konfrontacje z +Witek+. (...) Ale w końcu jakoś się dotarliśmy po latach" - wspomina.
Przywołuje też z pamięci swoje wzruszenie, kiedy po raz ostatni mieli zagrać wspólnie w Zurychu. "Dowiedziałem się, że jest zmieniony dyrygent. Najpierw pytałem, co się dzieje, dzwoniłem, ale nikt nie odbierał telefonu w Warszawie. Wiedziałem, że jest chory, ale nie przypuszczałem, że jest aż tak bardzo chory. Jeszcze pisałem mu na urodziny 25 stycznia i kiedy wróciłem z koncertu z Zurychu, otworzyłem skrzynkę pocztową i tam leżał list od Lutosławskiego, kiedy już wiedziałem, że nie żyje. Przerażające zupełnie uczucie czytać list kogoś, kto umarł parę dni temu, gdzie przepraszał, że nie będzie mógł dyrygować tego koncertu. To był ten jego styl, który zachował do ostatniej minuty życia właściwie" - powiedział.
Pytany przez Katarzynę Sobiechowską-Szuchtę o ewentualny przyjazd do Polski, pianista odparł, że powinny najpierw zostać uregulowane pewne zaległe kwestie finansowe, m.in. rozliczony projekt Grażyny Bacewicz.
Przyznał też, że planuje w Polsce kolejne projekty. "Dzisiaj rano jeszcze rozmawiałem z Filharmonią Narodową. Zaproponowałem zagranie koncertu Lutosławskiego na Warszawskiej Jesieni we wrześniu. Czekam na odpowiedź" - powiedział.
Zimerman niezwykle rzadko odwiedza Polskę. Na świecie koncertuje bardzo często. Rok Lutosławskiego zaczął od występów w Singapurze. Na trasie jego koncertów są też m.in. Paryż, Berlin i Zurych. (PAP)
abe/ bk/