WIG20 choć znajduje się bardzo blisko szczytu hossy, to praktycznie od tygodnia tkwi na tym samym poziomie, mimo że okoliczności stwarzają okazję do wybicia. Dobre nastroje analityków i lukrowane perspektywy gospodarcze na 2011 r. (i dalej) nie przekonują jednak do zwiększenia zakupów akcji. Być może dlatego, że wszyscy optymiści już je mają i mamy chwilową równowagę między popytem i podażą.
Do niedawna można było tłumaczyć niepewny los giełdowej koniunktury zawirowaniami na rynku długu. Ale od początku miesiąca irlandzkie obligacje podrożały o ponad 6 proc., dodatnie stopy zwrotu dały też papiery Portugalii, Hiszpanii i Włoch, a stracić można było na papierach Niemiec czy USA (ich rentowności szły w górę). Można więc wnioskować, że rynki zupełnie nie obawiają się konsekwencji destabilizacji politycznej Włoch. A więc na rynku długu widać rosnącą skłonność do podejmowania ryzyka, co powinno sprzyjać także zwiększaniu apetytów na ryzyko na rynku akcji. Być może dobre nastroje na rynku długu przełożą się właśnie dziś na rynek akcji.
Co mogłoby być takim impulsem? Właśnie wydarzenia w Rzymie. Jeśli gabinet Berlusconiego się utrzyma, będzie to dobra wiadomość dla rynku. Jeśli upadnie, a cena długu nie zareaguje - także będzie to dobra informacja. Poza tym czynnikiem mamy dziś także publikację indeksu ZEW dla niemieckiej i europejskiej koniunktury, inflację i dynamikę sprzedaży detalicznej w Polsce i w USA, a po zamknięciu naszego rynku także posiedzenie Fed. Sporo czynników, które mogą popchnąć rynki ku nowym szczytom hossy. Lub zepchnąć je w dolinęjeśli strachy o wypłacalność powrócą. Postraszyła w nocy agencja Moody's, która zagroziła odebraniem USA ich ratingu Aaa. Jednak jest to zapewne ryzyko przez rynki uwzględniane.
W każdym razie nie był to wystarczający argument by spowodować silniejszą reakcję na giełdach azjatyckich, gdzie przeważały skromne zwyżki rozpościerające się od 0,1 proc. (Szanghai Composite) do 0,6 proc. (Kospi). Sądząc po zachowaniu rynków azjatyckich, oczekiwanie na większy ruch w Europie jest bardziej nadzieją, niż zimną kalkulacją. Ale kiedyś do wybicia dojść przecież musi.