*Głównie dzięki walorom PKO BP, Pekao oraz KGHM, które odpowiadały za 1,5% z 2,5% wzrostu indeksu WIG, warszawska giełda zaczęła tydzień od mocnego akcentu. Nie zmienił on jednak ogólnego obrazu rynku. *
Stało się tak dlatego, że indeks nie zdołał przełamać nawet najbliższego oporu. W trendzie spadkowym dopiero to, a nie jedynie odbicie od wsparcia, można traktować jako wyraz siły rynku. Indeks zatrzymał się na barierze w postaci połowy czarnej świecy z ostatniego czwartku. Dodając do tego ograniczoną aktywność inwestorów można określić poniedziałkową sesję jako nieistotną z punktu widzenia średnioterminowego obrazu naszego parkietu.
Co innego, jeśli chodzi o bardzo krótkoterminowe spekulacje. Praktycznie każdego dnia można znaleźć spółki, które zyskują po kilkanaście procent. Najwięcej jest takich w gronie tych, które najmocniej spadały w minionym roku. Dla inwestorów o dłuższym horyzoncie inwestycyjnym to jednocześnie sygnał wskazujący na korekcyjny charakter poprawy nastrojów na naszym parkiecie. Gdyby miał fundamentalny, bardziej trwały charakter, zainteresowaniem cieszyłyby się głównie spółki o najlepszych perspektywach, a nie najbardziej przecenione.
Dużo większy ładunek informacyjny niż u nas miała sesja w Ameryce. Przyniosła duże rozczarowanie, przez co stała się potwierdzeniem bardzo słabych nastrojów. Mimo lepszych od oczekiwanych wiadomości gospodarczych nie udało się indeksom pójść wyraźnie w
górę, choć początkowo zyskiwały dość mocno. Po trzech spadkowych tygodniach w USA można było liczyć, że kupujący wykorzystają okazję do dużego odbicia. Potwierdziło się, że obecnie inwestorzy skupiają się na doniesieniach ze spółek, a nie wiadomościach gospodarczych. Te ostatnie można nawet w przypadku poprawy interpretować dwojako - z jednej strony regres się nie pogłębia, ale z drugiej to za mało, by mówić o pojawianiu się pozytywnych tendencji. Do tego wcześniejsze niekorzystne zjawiska wciąż odciskają piętno na przedsiębiorstwach. Tylko wczoraj o zwolnieniach pracowników informowały Caterpilar, ING, Home Depot, Philips, Corus, czy Sprint Nextel.
Znów potwierdza się, że wystarczy spoglądać na zachowanie branży finansowej, by odgadnąć koniunkturę na amerykańskim parkiecie. S&P 500-Financials pozostaje wciąż poniżej ubiegłorocznego dołka, który przełamał kilka dni temu. Wczoraj maksimum sesji wypadło dokładnie na jego poziomie. Teraz stanowi silny opór. Dopóki nie zostanie przełamany trzeba liczyć się z dalszymi spadkami cen akcji w USA, a każdy wzrost traktować jako korekcyjne odbicie.
Wczoraj kolejny dzień szła w górę rentowność obligacji o dłuższych terminach zapadalności w Ameryce. W przypadku 10-latek podniosła się o dalsze 0,02 pkt proc., do 2,64%. Jeszcze w połowie stycznia wynosiła 2,2%, a pod koniec minionego roku mniej niż 2,1%. Wczoraj na notowaniach zaważyła aukcja papierów 20-letnich indeksowanych względem inflacji, która zakończyła się ustaleniem wyższej dochodowości (obligacje zostały sprzedane po niższych cenach) niż spodziewali się analitycy - 2,5% wobec spodziewanych 2,37%.
W tym tygodniu podaż papierów skarbowych w USA ma sięgać jeszcze 70 mld USD. Kwestie podażowe, a mówiąc konkretnie obawy przed nadmierną podażą, są właśnie największym zagrożeniem dla obligacji w perspektywie tego roku. Przez ostatnie 5 sesji obligacje w USA straciły 1,7%, u nas 1,2%.
W tym roku w Ameryce spadły o 2,1%, u nas zyskały 0,5%. W ostatnich dniach można zauważyć, że sytuacja w Ameryce ciąży zaś naszemu rynkowi. Nie widać na razie przesłanek, by zyskowność 10-latek mogła spaść poniżej 5%. Pozytywny impuls związany z perspektywą dalszych obniżek stóp procentowych przynajmniej w krótkiej perspektywie wyczerpał się, głównie ze względu na skalę spadku rentowności trwający od II połowy października 2008 r.
Równocześnie wciąż widać dużą zbieżność notowań na rynkach dłużnych u nas i na świecie. By rentowność obligacji państw rozwiniętych zaczęła wracać do ubiegłorocznych minimów, dając w ten sposób dobrze zarobić, potrzebne jest pojawienie się przekonania, że te kraje nie unikną deflacji. To zaś trudno dziś jednoznacznie rozstrzygać.