Póki co skala zwyżek w Europie jest rozczarowująca, czwartek i piątek przyniosły bardziej zatrzymanie spadków niż run na przecenione akcje. Ostrożność jest oczywiście zrozumiała, a nawet pożądana. Być może w poniedziałek inwestorzy będą mieli nieco mniej oporów przed kupowaniem akcji ze względu na zmianę nastrojów w Grecji. Lider Nowej Demokracji zagroził obywatelom, że wyjście ze strefy euro będzie dla nich oznaczać utratę połowy wartości nieruchomości i gotówki, natomiast ceny żywności wzrosną o 25 proc., zaś kraj pozbawiony atutów eksportowych długo nie odzyska stabilności.
Do wielu Greków ta argumentacja dotarła, wzmocniona wcześniejszymi informacjami o transferze euro przez Greków do zagranicznych banków i o problemach z płynnością rodzimych instytucji. Stąd zmiany w preferencjach wyborczych.
Ponieważ sprawa Grecji była w ostatnich tygodniach głównym - medialnym - czynnikiem ryzyka, dziś część inwestorów może uznać, że ryzyko inwestycyjne jest mniejsze. Takiemu wrażeniu sprzyjać będzie także brak istotnych publikacji makroekonomicznych. Warto zwrócić uwagę na wyniki aukcji obligacji włoskich i francuskich i na doniesienia z Hiszpanii w sprawie dokapitalizowania Banków. Szybko może się bowiem okazać, że decyzja Greków, co do pozostania w strefie euro w rzeczywistości nie jest największym problemem Europy.
Po zachowaniu inwestorów w Azji można się domyślać, że są oni świadomi problemów europejskich i nie ograniczają ich do greckich wyborów. Dziś rano indeksy w Azji wzrosły, ale inwestorzy byli bardzo wstrzemięźliwi - Nikkei zyskał 0,2 proc., indeks giełdy w Szanghaju rósł o 0,3 proc. na godzinę przed końcem notowań, a w Hong Kongu o 0,5 proc. w tym samym czasie.
Sukcesem naszych rodzimych indeksów z ostatnich dni jest powstrzymanie spadków. WIG broni dołków z grudnia, WIG20 z września ubiegłego roku. Niewiele jest argumentów za powstrzymaniem zniżek, poza wyprzedaniem rynku. Ale też nie jest ono na tyle znaczące, by można było z dużą dozą prawdopodobieństwa przesądzić o trwałości ewentualnego odbicia.