Indeks WIG osiągnął w ostatnich dniach dwa spore sukcesy. 6 marca zasłonił lukę bessy z 17 lutego, a wczoraj pokonał dołek z 3 lutego, znajdujący się na wysokości 23 tys. pkt. W obu przypadkach można było mieć jednak duże wątpliwości, co do jakości tych sukcesów.
Rynek raczej został przepchnięty przez opory, a nie je przebił. Nastąpiło to w końcowych fragmentach notowań, na sesjach, na których spółki zyskiwały bardzo selektywnie. Do tego ani jeden, ani drugi sukces, nie wywołał pozytywnych reakcji na rynku, tak jakby inwestorzy zupełnie do nich nie przywiązywali wagi. Następnego dnia to podaż przejmowała kontrolę nad rynkiem. Najczęściej, gdy dochodzi w czasie sesji do pokonania oporów, rynek zamyka się ponad nimi w odległości równej tej jaka dzieli otwarcie od tego oporu. Stajemy zatem przed dylematem, który można sprowadzić do tego czy zawierzyć intuicji i nadal z dużą rezerwą podchodzić do scenariusza zakładającego trwalszą poprawę, czy też jednak posługiwać się przysłowiowym szkiełkiem i okiem i wierzyć, że sforsowanie silnych krótkoterminowych oporów otwiera drogę do trwalszej poprawy koniunktury na naszym parkiecie.
Okoliczności towarzyszące ostatnim zwyżkom u nas i na świecie zachęcają do posłużenia się szczyptą intuicji. Gdyby rzeczywiście inwestorzy zaczęli wierzyć w to, że sygnalizowana przez Citigroup i JP Morgan poprawa sytuacji sektora finansowego polepsza perspektywy gospodarek i giełd, można byłoby spodziewać się innego zachowania rynku surowców, dolara czy walut z rynków wschodzących. Te pierwsze pozostają wciąż pod wyraźną presją i wciąż stoją przed perspektywą kolejnej fali zniżkowej, sprowadzającej indeks CRB do dołków z 2001 r. Euro po dotarciu do silnego wsparcia, jakim jest 1,25 USD, zyskuje nieznacznie. Przez półtora tygodnia nie poszło w górę nawet o 3 centy. Na rynku walut z rynków wschodzących widać natomiast dużą ostrożność. Wczoraj złoty początkowo wyraźnie zyskiwał, ale ostatecznie inwestorzy zaczęli realizować na nim zyski. Dziś wyraźnie natomiast traci. Nie pojawiły się dotąd sygnały zapowiadające trwalszy ruch w górę naszego pieniądza.
Wczorajszy dzień w Ameryce wskazał na jeszcze jeden istotny element obecnej sytuacji rynkowej. Przecena spółek finansowych przewróciła do góry nogami hierarchię sektorową. Optymizm w branży finansowej nie zawsze wystarcza do podniesienia całego rynku. Wczoraj jedynie dwa sektory - paliwowy i ochrony zdrowia - straciły i przez to zyski S&P 500 były minimalne. Te dwie branże mają jednak obecnie aż ponad 29-proc. udział w kapitalizacji spółek z S&P 500.
Nie można dziś odpowiedzialnie rozstrzygnąć, czy wczorajsze przebicie przez WIG 23 tys. pkt jest zwiastunem lepszych czasów, choć kilka dni temu wydawało się, że taki sygnał może być rozstrzygający. W analizie każdy dzień przynosi nowe informacje i je też trzeba uwzględniać przy konstruowaniu scenariuszy na przyszłość. Można natomiast postawić dość wyraźną alternatywę - jeśli dziś rynek utrzyma się na zamknięciu ponad tą barierą, to szanse na realizację optymistycznego scenariusza dalej się będą zwiększać. Zakończenie dnia poniżej 23 tys. pkt, nie mówiąc o zejściu poniżej 22,8 tys. pkt przemawiałoby przeciwko korzystnemu wariantowi dla posiadaczy akcji.