Indeksy w Europie obroniły się wczoraj przed spadkami, a poniedziałek przyniósł nawet niewielkie zwyżki, ale właściwie nie miały one większego znaczenia dla technicznego obrazu. Indeksy snują się poniżej szczytów z sierpnia i niewielkie wahania właściwie niczego nie zmieniają. Rynki generalnie podniosły się po wyprzedaży z początku poprzedniego tygodnia, ale inwestorów nie stać na zrobienie następnego kroku.
Nie można się temu dziwić - ostatnie tygodnie zwyżek na światowych rynkach to i tak jeden wielki zakład o to, czy ECB podejmie skup obligacji Hiszpanii i czy działania te dadzą upragniony rezultat. Rozstrzygnięcie zakładu jest zbyt blisko, by powiększać jego i tak nadzwyczaj wysoką stawkę. Warto odnotować, że wczorajsze odczyty PMI dla sektora produkcji, choć nadal znajdują się w recesyjnych rejonach, to w wielu przypadkach (Niemcy, Wielka Brytania) podniosły się ze swoich minimów.
Bez busoli w postaci amerykańskich indeksów (Amerykanie wczoraj świętowali), Azjaci woleli nie podejmować strategicznych decyzji. Nikkei stracił dziś 0,1 proc., a Kospi 0,3 proc. Na pół godziny przed końcem notowań 0,3 proc. tracił także Hang Seng, zaś indeks giełdy w Szanghaju spadał o 0,7 procent.
Dzień w Europie może zacząć się bez większych emocji. Wczorajsza decyzja Moody's jest tylko konsekwencją wcześniejszego obniżenia perspektyw ratingu Niemiec, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Być może zyska rozgłos medialny, ale wpływ na zachowanie inwestorów powinien być znikomy. Piłka jest bowiem pod bramką krajów południa. Najnowsze przecieki sugerują, że Mario Draghi jest gotów kupować obligacje Hiszpanii z trzyletnim terminem wykupu, co miałoby być sygnałem, że ECB jest gotów zaangażować się na relatywnie krótki okres, dając rządowi tylko niezbędny czas do przeprowadzenia dalszych reform.
Na GPW WIG20 zdołał wczoraj zamknąć lukę bessy, tylko po to, by po tym osiągnięciu wrócić do piątkowych poziomów. Niewiele wynika z takiego zachowania. Podobnie jak reszta Europy, GPW potrzebuje od ECB wskazówki, w którą stronę podążać.