Kolejna porcja słabych danych z USA podziałała na inwestorów jak zimny prysznic, którego nie dało się dłużej ignorować. A oznaczało to głębokie spadki na giełdach Ameryki i wyraźną przecenę w Azji dziś rano.
Indeksy amerykańskie zanotowały najgłębszą zniżkę od sierpnia zeszłego roku w reakcji na publikację raportu ISM dla sektora produkcji, który znalazł się na najniższym od roku poziomie po raz pierwszy w tym roku spadając poniżej 60 pkt. Pojawiła się więc groźba ponownego spowolnienia w USA, choć na dobrą sprawę amerykańska gospodarka nie zdołała się jeszcze rozpędzić. W połączeniu z danymi o wolno rosnącym zatrudnieniu w sektorze prywatnym, koktail danych mógł wyzwolić w inwestorach negatywne odczucia, a S&P zakończył sesję najniżej od 20 kwietnia po spadku o 2,3 procent.
W Azji nastroje były z tego powodu (tj. amerykańskich danych, a raczej nastroju, które one tworzą) również negatywne. Indeks giełdy w Australii spadł o 2,2 proc., w Szanghaju o 2 proc. (na godzinę przed końcem sesji), w Tokio o 1,7 proc., a w Seulu o 1,3 proc. Dodatkowo komplikuje się sytuacja polityczna w Japonii, gdzie premier dał do zrozumienia, że poda się do dymisji kiedy uzna, że kraj staje na nogi po trzęsieniu ziemi z 11 marca.
Otwarcie w Europie w takich okolicznościach przyniesie spadki, ale ich skala wcale nie musi okazać się dramatycznie duża. Trzeba pamiętać, że Stary Kontynent już wczoraj miał okazję reakcji na dane z USA i na większości giełd pojawiły się wyraźne zniżki. Dziś tylko wyrównamy ich skalę do parkietów amerykańskich, więc liczniki mogą zatrzymać się przed osiągnięciem minus 1 proc. proc. Po drugie w Niemczech i Francji mamy dziś święto, giełdy wprawdzie pracują, ale zapewne na zwolnionych obrotach. Może się to okazać elementem stabilizującym notowania, podobnie jak brak ważniejszych danych makro w dzisiejszym kalendarium. Dopiero po południu poznamy dane o zasiłkach w USA i o zamówieniach fabrycznych. Wcześniej rano publicznie głos zabierze prezes ECB Jean Cloude Trichet, ale nie musi mieć wpływu na rynki, ponieważ wygłosi przemowę z okazji wręczenia mu nagrody. Agencja Moody's obniżyła wczoraj rating dla Grecji do Caa1 (identyczny ma Kuba), ale rynki zdążyły się już uodpornić na informacje tego rodzaju, poza tym
obligacje i ryzyko bankructwa Aten wyceniane są na bieżąco na rynku obligacji.
GPW może poddać się przecenie na otwarciu, ponieważ wczoraj zdołała oprzeć się negatywnym nastrojom. Jakaś cena za słabą koniunkturę na świecie musi zostać zapłacona, a ta minimalna to spadek WIG20 do 2 880 pkt. Jeśli tutaj zostanie zatrzymany, łatwo będzie uwierzyć w nadzwyczajną siłę GPW i wrócić do zwyżek, ale to nad wyraz optymistyczny scenariusz. W tym bliższym ziemi, po spadku na otwarciu zobaczymy ruch boczny i wyczekiwanie na nowe impulsy. Dzisiejsze dane mogą ich nie dostarczyć, ale jutrzejsze (dane z rynku pracy w USA) mogą mieć rozstrzygające znaczenie.