Ciąg dalszy słabości naszego rynku, jakiego byliśmy świadkami wczoraj, powinien zaowocować dziś atakiem na ubiegłoroczny dołek bessy, wypadający nieco poniżej 25 tys. pkt dla indeksu WIG.
Takiemu obrotowi sprawy sprzyja przebieg czwartkowej sesji w Ameryce, która, jak się można było obawiać, była przeciwieństwem tej z dnia poprzedniego. W ostatnich miesiącach zdarzało się tak często, że sesja z dnia decyzji Rezerwy Federalnej w sprawie stóp procentowych i kolejna po niej wyglądają odmiennie. Powód tego jest prosty - zwyżka jest napędzana nadziejami, które bardzo szybko zderzają się z trudną rzeczywistością. Tak też było i tym razem.
Pomysł na ,,bad bank" wraz z pakietem pomocowym Obamy poprawił nastroje, ale wczoraj już wróciły stare problemy. Wszystkie pojawiające się wiadomości niosły ze sobą niekorzystne przesłanie. W Ameryce słabo wypadły sprzedaż domów na rynku pierwotnym, zamówienia na dobra trwałego użytku oraz liczba nowych bezrobotnych. Na Starym Kontynencie zły wydźwięk miały dalsze przyspieszenie spadku cen domów w Wielkiej Brytanii, wyraźny wzrost bezrobocia w Niemczech oraz pogorszenie nastrojów konsumentów w strefie euro. Pozytywem było podniesienie wskaźnika PMI dla sprzedaży detalicznej, ale w jego przypadku jest kłopot taki, że wciąż wskazuje na osłabienie w tej dziedzinie (ma nadal mniej niż 50 pkt).
W efekcie tych wydarzeń przez ten tydzień prawie zatoczyliśmy koło na naszej giełdzie i jesteśmy tego bliscy jeśli chodzi o rynki zagraniczne. WIG w obecny tydzień wkraczał z nadziejami na oddalenie się od wsparcia, jakim jest ubiegłoroczny dołek bessy, tym bardziej, że tydzień temu udało się go obronić. Kończymy go z obawami, że ostatecznie zostanie przełamany. Logika trendu spadkowego jest nieubłagana - słabość odbicia od silnego wsparcia jednoznacznie sugeruje klęskę byków. To otwierałoby drogę do sygnalizowanego w początkach tego roku scenariusza, w którym WIG zejdzie w okolice 22,5 tys. pkt.
W kontekście komunikatu po posiedzeniu Rezerwy Federalnej, w którym ostrzegano przed dalszym pogorszeniem stanu gospodarki USA i deflacją, musi zwracać uwagę słabość rynku obligacji w USA, a w ślad za tym w innych częściach świata. Można byłoby to łączyć z nadziejami na poprawę koniunktury gospodarczej, ale wtedy powinny zyskiwać też akcje i towary. Te dwa ostatnie rynki są jednak wciąż słabe. Straty na długoterminowych obligacjach w tym roku na niektórych rynkach sięgają już 10% (Hiszpania i Irlandia). W Ameryce wynoszą ok. 7%. To wyraźnie wskazuje na oddziaływanie na rynek kwestii podażowych, które dołują ceny. Ich spadek jest za to ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują giełdy akcji, trapione gwałtownym pogorszeniem się zysków spółek. Wyższa rentowność obligacji, związana ze spadkiem cen, oznacza ich większą atrakcyjność wobec akcji.
Dziś większość dnia zapewne będzie upływać pod znakiem wyczekiwania na amerykański PKB w IV kwartale. Można więc przypuszczać, że los wsparcia w postaci ubiegłorocznego dołka na naszym WIG-u będzie się decydować do samego końca sesji. Warto odnotować kolejny spadek złotego, który osiąga nowe minima słabości wobec dolara i euro. Widać tu bardzo silny wpływ niestabilnej sytuacji rosyjskiego rubla.