Można się sprzeczać w zasadzie jedynie co do tego, które czynniki w największym stopniu decydują o zachowaniu naszego rynku - czy bardziej zachowanie dojrzałych rynków, czy może jednak bardzo słabe nastroje w naszym regionie, które odciskają piętno na cenach akcji i kursach walut. To już jest jednak wtórna rzecz.
Konsekwencją słabości z wczorajszego dnia było zejście WIG do 2,4 proc. powyżej ubiegłorocznego dołka bessy. Niewiele do niego brakuje też europejskiemu DJ Stoxx 600. Tym samym klarowna staje się perspektywa przełamania tych wsparć i dojścia WIG do 22,5 tys. pkt, a DJ Stoxx 600 do nieco ponad 160 pkt. W obu przypadkach stwarza to perspektywę kilkunastoprocentowych zniżek. Nie bardzo widać czynniki, które miałyby im zapobiec.
Poniedziałek był kolejnym dniem złych wiadomości. Napływały zewsząd, gdzie nie spojrzeć. W sektorze finansowym strach siały straty Royal Bank of Scotland. W przypadku azjatyckich gospodarek niepokojąco wyglądały szacunki spadku tempa wzrostu chińskiej gospodarki do najniższego poziomu od 7 lat. W IV kwartale PKB ma się zwiększyć o 6,8%. Coraz częściej w kontekście Państwa Środka używa się terminu twarde lądowanie i myśli o konsekwencjach takiego obrotu spraw. W Europie bardzo mocny spadek odnotowała produkcja budowlana, nastroje psuły prognozy Komisji Europejskiej, zapowiadające największe spowolnienie gospodarcze od wprowadzenia euro (KE poszła znacznie dalej w zapowiedziach 1,9-proc. regresu niż wcześniej Europejski Bank Centralny, przewidujący spadek PKB o 0,5%). W Polsce słabo wypadł wzrost płac i zatrudnienia. W Rosji trwała ucieczka inwestorów przekładająca się na ponad 6-proc. zniżkę na giełdzie i spadek rubla do poziomu z 1998 r., czy okresu, w którym Rosja zbankrutowała.
Oliwy do ognia dolewały cytowane wypowiedzi Warrena Buffeta mówiącego o ekonomicznym Pearl Harbor, który został zgotowany amerykańskiej gospodarce, czy Jozefa Ackermana, szefa Deutsche Banku wskazującego, że coraz gorsza sytuacja w realnej gospodarce pogarsza perspektywy banków inwestycyjnych i powoduje ,,kruchość" branży. Nie pomagały informacje o kolejnych planach pomocy, tym razem w Wielkiej Brytanii, gdzie zdecydowano się gwarantować toksyczne aktywa i zezwolić bankowi centralnemu na skup papierów wartościowych. Natomiast z USA płynęły, że zaprzysiężany dziś 44. prezydent Barack Obama będzie wolał zamiast pomagać bankom odbudowywać kapitały, wspierać kredytem konsumentów i przedsiębiorstwa. To może oznaczać wydłużenie procesu odzyskiwania sił przez branżę finansową.
O tym, jak duży jest strach przed konsekwencjami przełamania ubiegłorocznego dołka przez nasz rynek, świadczy ujemna baza na kontraktach terminowych na WIG na koniec wczorajszej sesji. Wyniosła aż ponad 30 pkt, co nie jest typowe dla rynku terminowego (baza teoretycznie powinna być dodatnia). To świadczy o dużym pesymizmie na parkiecie. Dziś ta baza znacznie się zmniejsza. To zaś pokazuje, że nadzieja nie umiera i za wcześnie jest mówić o skrajnie negatywnym nastawieniu do akcji. Odbicie z początku dzisiejszej sesji nic nie zmienia. Wciąż podstawowym scenariuszem jest oczekiwanie na przełamanie dołka bessy z 2008 r.