Brak entuzjazmu odnośnie do ostatnich sesji na naszym parkiecie i w USA okazuje się słusznym podejściem.
Zwracaliśmy uwagę, że po poniedziałkowej panice poprawa koniunktury na następnej sesji wynikała w dużym stopniu ze zwyżki notowań branży finansowej. We wtorek było już słabiej, a wczoraj w Ameryce wróciła bessa. Trudno mieć co do tego wątpliwości. Inwestorzy działali zgodnie z zasadą: kupuj plotki, sprzedawaj fakty.
Przyjęcie planu ratunkowego dla branży finansowej zostało potraktowane jako sygnał do wyjścia z rynku. Plan jest, nie wiadomo jakie będą jego skutki, nie warto więc ryzykować - zdawali się mówić inwestorzy. Przyczynkiem do wyprzedaży okazały się rozczarowujące dane o liczbie nowych bezrobotnych oraz informacje o wciąż rosnących stawkach na rynku międzybankowym, co wzbudzało obawy o skuteczność planu ratunkowego dla sektora finansowego.
Widać, że dzieje się to, na co skazywaliśmy - inwestorzy stopniowo tracą wiarę w lepszą przyszłość. Na krótką metę to zła wiadomość dla giełd, bo grozi wystąpieniem niekontrolowanej wyprzedaży. Na dłuższą matę daje nadzieję na zdyskontowanie najgorszych scenariuszy i trwalszą poprawę notowań. Nastąpiłaby ona jednak ze znacznie niższych poziomów cenowych niż obecne.
Taka perspektywa na porządku dziennym stawia pytanie o utrzymanie się wsparcia przy 36 tys. pkt dla indeksu WIG. Wczorajsza przecena znów sprowadziła go w pobliże tej bariery. Tak, jak dzień wcześniej nasz rynek wykazywał trochę niezrozumiałą siłę, tak wczoraj był zaskakująco bezradny. Zupełnie brakowało kupujących, przez co w końcowej części sesji wystarczyła niewielka podaż, by zepchnąć notowania mocno w dół.
Znów wyjątkowo silnie tracił KGHM, co było pochodną przeceny miedzi, która zaś spadała w ślad za mocno idącym w górę dolarem. Zwyżka amerykańskiej waluty wynikała zaś ze wzmożonej awersji do ryzyka, która znajdowała potwierdzenie we wzroście premii za ryzyko inwestycji na rynkach wschodzących do poziomu nie widzianego od prawie 4 lat. Trudno w obecnej sytuacji doszukiwać się pozytywów. Bessa trwa w najlepsze i dopóki nie pojawią się wyraźne sygnały odwracania się niekorzystnej tendencji trzeba się tego stwierdzenia trzymać. Oznacza ono, że większe prawdopodobieństwo jest kontynuacji ruchu w dół niż zwyżki.
W Ameryce uwagę zwraca to, że spółki finansowe z S&P 500 nie przebiły jeszcze lipcowego dołka. To zaskakujące zachowanie, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie bankructwa w sektorze i wszystkie problemy, jakie go trapią. Przebicie lipcowego dołka będzie kolejnym sygnałem zapowiadającym trwanie złych czasów.
Dziś kolejny test dla amerykańskich giełd. Będzie nim wrześniowy raport z rynku pracy. Może wywołać gwałtowne reakcje. Przy obecnych fatalnych nastrojach nie ma miejsca na rozczarowanie. Uwagę przyciągać będzie głównie stopa bezrobocia. Liczyć się będzie też wskaźnik aktywności sektora usług. To cześć gospodarki przykuwająca teraz szczególną uwagę inwestorów, gdyż jej osłabienie wzmacniałoby siłę spowolnienia gospodarczego.
Przedpołudniowa część dzisiejszej sesji wskazuje na wyczekiwanie na dane z USA. S&P 500 nie przełamał jeszcze poprzedniego dołka, co może dawać jakieś nadzieje na odsunięcie spadkowego scenariusza. Są one jednak nikłe. Zamknięcie tygodnia przez S&P 500 poniżej wrześniowego minimum byłoby złym prognostykiem na przyszły tydzień i skłaniało do oczekiwań na test 36 tys. pkt.