Czy to już koniec zniżek? Zapewne takie pytanie zadaje sobie większość inwestorów po wczorajszej sesji w Ameryce.
Imponujące odbicie sugeruje ostateczną kapitulację niedźwiedzi. Warto jednak zwrócić uwagę na przebieg sesji. Nie mieliśmy jednostajnego ruchu w górę, który sugerowałby akumulację akcji, a gwałtowną zwyżkę w końcowej fazie sesji, wskazującą raczej na short-squizze. Dlatego ze sporą rezerwą podchodzimy do wczorajszego wzrostu. Tym bardziej, że nie nastąpił po przetestowaniu któregoś kluczowego wsparcia, a pojawił się trochę nieoczekiwanie.
Oczywiście, po tak silnej przecenie, jak w ostatnich tygodniach, taki ruch nie jest zupełnym zaskoczeniem, ale wczorajsze otoczenie nie sprzyjało mu. Dane z amerykańskiej gospodarki znów rozczarowały. Widać, że wydatki konsumenckie są obecnie szczególnie zagrożone. Nastroje konsumentów są fatalne. Indeks S&P/Case Shiller, uznawany za najlepszy miernik cen domów, był kolejnym potwierdzeniem że sytuacja w tym zakresie pogarsza się.
Jednym z najważniejszych tematów komentarzy w czasie wczorajszej sesji w Ameryce były wyceny akcji, które bazując na przewidywanych zyskach spadły do najniższych poziomów od 1985 r. Wskaźnik cena/zysk osiągnął wartość poniżej 11. Pomijamy, że taka dyskusja o fundamentach kłóci się z gwałtownością wczorajszego wzrostu. Atrakcyjne wyceny powinny raczej stopniowo ściągać kapitał na amerykańską giełdę. Spoglądanie na wskaźnik oparty na prognozach zysków ma w dzisiejszych czasach tę wadę, że przyszłość jest bardzo niepewna.
Nie raz wskazywaliśmy na to, że oczekiwania są zawyżone. Znajduje to potwierdzenie w konsekwentnym obniżaniu szacunków przez analityków w ostatnich kwartałach. Dotyczy to również prognoz na ostatnie 3 miesiące tego roku. Jeszcze niedawno spodziewano się kilkudziesięcioprocentowej poprawy wyników, teraz już tylko kilkunastoprocentowej. Bez spółek finansowych tej poprawy natomiast praktycznie nie będzie. Jeśli recesja ma zagościć w amerykańskiej gospodarce to tak samo wątpliwe stają się szacunki wyników na I połowę przyszłego roku. Wciąż spodziewany jest wzrost zysków. W warunkach recesji to mało prawdopodobne. Dlatego ze strony korporacyjnej spodziewamy się jeszcze wielu niekorzystnych wiadomości.
Nie traktujemy wczorajszej sesji w USA jako przełomowego wydarzenia dla rynków. Lekcja, jakiej udzieliły one w ostatnich tygodniach powinna skutkować wzrostem ostrożności i szybką realizacją zysków. Dlatego bardziej prawdopodobne od dalszego silnego wzrostu jest jednak ruch S&P 500 w stronę dołków internetowej bessy. Dla naszego parkietu podtrzymujemy oczekiwania ustalenia twardszego dna w strefie 24-26 tys. pkt, która zresztą została już osiągnięta. Ze względu jednak na ogromną zmienność notowań bierzemy pod uwagę zejście WIG do 22 tys. pkt.
Wydaje się nam to wciąż realne, gdyż po pierwszym emocjonalnym odbiciu, jakie mamy obecnie powinien jeszcze nastąpić jeden ruch w dół, który przebijałby ostatni dołek. Na taki wariant wskazuje dość słaba reakcja rynków azjatyckich na skokową zwyżkę w Ameryce. Jednocześnie dziś mamy kilka powodów do potencjalnych rozczarowań - od danych od zamówieniach na dobra trwałego użytku po przede wszystkim decyzję w sprawie amerykańskich stóp procentowych.
U nas uwagę przyciągnie decyzja RPP. Jaka by nie była nie zmieni zapewne postrzegania rynków, które zależy od globalnych czynników. Nie wpłynie na ocenę atrakcyjności w szczególności obligacji, których notowania najbardziej zależą od skłonności do ryzyka globalnych inwestorów. Obecne poziomy rentowności zachęcają do zainteresowania papierami skarbowymi. Pierwszy raz od długiego czasu wyglądają bardziej atrakcyjnie niż rynek pieniężny.