Coraz mniej ropy zalega w amerykańskich magazynach. Tylko w minionym tygodniu zapasy spadły o ponad 2 mln baryłek. Efektem jest wzrost ceny surowca na giełdzie w Nowym Jorku.
Notowania ropy naftowej przez większą część wczorajszego dnia znajdowały się pod wyraźną presją. Cena baryłki, czyli około 159 litrów surowca, spadła w okolice 44,5 dolara. To ponad dwumiesięczne minima. Wieczorem jednak nastąpiło odbicie w górę, które obserwujemy także w godzinach porannych w czwartek.
Skąd taka zmiana? - Za ten przebłysk optymizmu odpowiadały przede wszystkim dane dotyczące zapasów ropy naftowej w USA - tłumaczy Dorota Sierakowska, analityk Domu Maklerskiego BOŚ. - Amerykański Departament Energii podał, że w minionym tygodniu zapasy ropy w tym kraju spadły o 2,3 mln baryłek, co było wynikiem pokrywającym się z rynkowymi oczekiwaniami.
Jednak jak podkreśla ekspertka, mimo spadku zapasów, są one wciąż bardzo wysokie - znajdują się na poziomie 519,5 mln baryłek, co jest historycznym rekordem dla tego okresu w roku. Co więcej, w minionym tygodniu nieoczekiwanie wzrosły zapasy benzyny (o 911 tys. baryłek), co sugeruje, że popyt na paliwa w USA jest rozczarowujący, pomimo szczytu sezonu letnich wyjazdów.
Obecnie za baryłkę ropy na giełdzie w Nowym Jorku trzeba zapłacić 45,92 dolara. Nieco więcej, bo o około 2 dolary droższy jest surowiec na giełdzie w Londynie.