Pozytywny wpływ na ceny ropy nadal mają komunikaty ze strony polityków z państw należących do kartelu OPEC. W miniony weekend wypowiedział się minister ds. ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej, który ocenił, że saudyjskie dopasowanie do ustalonych limitów produkcji jest bardzo dobre, a kraj ten produkuje nawet mniej ropy naftowej niż oficjalnie może. Również niektóre pozostałe państwa OPEC z nawiązką dopasowują się do limitów wydobycia.
Arabski minister przypomniał, że w przyszłym roku, po wygaśnięciu porozumienia naftowego, państwa OPEC będą mogły bardziej pobłażliwie traktować wielkości produkcji. Zaznaczył on jednak, że nie oznacza to wcale, że kartel nagle zacznie produkować dużo większe ilości ropy naftowej. Państwa, które sygnowały obecne porozumienie naftowe, mają zamiar także po jego wygaszeniu kontynuować współpracę i monitorować globalne ceny ropy naftowej, dbając o zbilansowanie rynku. Możliwe nawet, że zdecydują się na nowe porozumienie, aczkolwiek nie wiadomo jeszcze, jak mogłoby ono wyglądać.
Na razie jednak najważniejszą przeszkodą w drodze do tego celu pozostaje rosnąca amerykańska produkcja. Według wyliczeń Międzynarodowej Agencji Energetycznej, Stany Zjednoczone mogą wybić się na pozycję największego producenta ropy naftowej na świecie najpóźniej w 2019 roku, wyprzedzając tym samym dotychczasowego lidera, czyli Rosję. Przewodniczący tej organizacji przypomniał o dynamicznie rosnącej produkcji ropy naftowej z łupków w USA. Już obecnie wydobycie ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych przekracza poziom 10 mln baryłek dziennie, co oznacza, że kraj ten dogania Arabię Saudyjską oraz wspomnianą Rosję.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI
