Minister finansów zapowiada, że w budżecie państwa na 2010 rok zabraknie ponad 52 mld złotych na sfinansowanie zaplanowanych wydatków.
Jeżeli prognozy Jacka Rostowskiego okażą się prawdziwe, to przyszłoroczny deficyt budżetowy będzie rekordowy pod względem kwoty od 1990 roku, a więc od początku obowiązywania zasad gospodarki rynkowej w Polsce.
[
Gomułka: Rząd może podać dowolną wielkość deficytu ]( http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/gomulka;rzad;moze;podac;dowolna;wielkosc;deficytu,93,0,528477.html )Na przestrzeni ostatnich 19 lat jedynie raz udało się, by dochody budżetu państwa były wyższe od wydatków. W 1990 roku - choć ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz zakładał niedobór w kasie państwa - nadwyżka budżetowa wyniosła 2,44 bln starych złotych, a więc 244 mln teraźniejszych złotych.
Od 1991 roku we wszystkich kolejnych latach do budżetu wpływało już jednak mniej środków niż wynosiły wydatki. Dotychczas rekordowo wysoki niedobór, w wysokości ponad 41 mld złotych, zanotowano w 2004 roku.
w 2009 roku ustawa budżetowa, 2010 prognoza MF
źródło: sprawozdanie z wykonania budżetu NIK, MF
W 2002 roku najgorzej było z budżetem
Porównywanie deficytów w ujęciu kwotowym jest jednak niemiarodajne. Nie odzwierciedla bowiem inflacji, która w latach 90. była dwucyfrowa, a także poziomu wydatków i wpływów budżetowych oraz tempa wzrostu gospodarczego.
Dlatego najczęściej używanym miernikiem skali deficytu jest jego relacja do Produktu Krajowego Brutto. Pokazuje bowiem ile procent dochodu narodowego w danym roku on stanowił.
Okazuje się więc, że w tym ujęciu przyszłoroczny niedobór w kasie państwa nie będzie rekordowy. Gdyby w 2010 roku faktycznie zabrakło w budżecie 52,2 mld złotych stanowiłoby to 3,8 procent PKB. To mniej niż w latach 2001-2004, gdy deficyt przekroczył nawet poziom 5 proc. PKB (w 2002 roku).
_
_źródło: sprawozdanie z wykonania budżetu NIK, MF
Jeszcze wyższy był ten wskaźnik w 1992 roku, gdy w budżecie zabrakło ponad 6,91 mld złotych, a więc 6 procent ówczesnego PKB. Aby osiągnąć ten poziom w 2010 roku różnica pomiędzy wpływami a wydatkami musiałaby wynieść - przy założeniu, że PKB wyniesie około 1,37 bln złotych - około 82 mld złotych.
Przyszłoroczny deficyt nie będzie także rekordowy, jeżeli się go przyrówna do sumy wydatków budżetowych. Zakładając, że pozostaną one na poziomie zapisanym w nowelizacji tegorocznego budżetu, czyli 300,1 mld złotych, to oznaczać to będzie, że zostaną one pokryte w 17,4 proc. deficytem.
_
_źródło: sprawozdanie z wykonania budżetu NIK, MF
Najwięcej, bo ponad co piąty złoty wydawany z kasy państwa, był finansowany w ten sposób w 2002 roku. Także w pozostałych latach z okresu 2001-2004 w większym stopniu posiłkowano się deficytem.
Rekordowym pod tym względem, ale in plus, był rok 1997, gdy tylko na niecałe 4 proc. wydatków nie wystarczyło środków z wpływów budżetowych.
Mało się zarabia, ale nadal dużo się wydaje
Wysokość deficytu budżetowego jest ściśle powiązana z tempem wzrostu gospodarczego.
Gdy w 1997 roku nasza gospodarka rosła w rekordowym tempie 7 procent, mieliśmy najniższy deficyt w relacji do PKB. W 2001 i 2002 roku rozwijaliśmy się o w tempie około 1 procent rocznie. W efekcie deficyt w relacji do PKB urósł o ponad 100 proc. i sięgnął wartość około 5 procent PKB. W latach ponownego wzrostu koniunktury z 2006-2008 deficyt spadł do poziomu nawet poniżej 2 procent w relacji do PKB.
Zależność ta ma istotne znaczenie w przypadku naszej gospodarki, a to ze względu na to, że aż około 80 procent całej kwoty wydawanej z kasy państwa ma sztywny charakter - są one gwarantowane zapisami w ustawach.
111 proc.
o tyle wzrósł deficyt w 2001 roku w porównaniu do 2000 rokuSpowolnienie gospodarcze automatycznie przekłada się na spadek wpływów do budżetu - firmom maleją zyski, więc płacą niższe podatki dochodowe, obniża się konsumpcja niższe są więc dochody z tytułu podatków pośrednich.
W tej sytuacji by sfinansować wydatki rząd ma do wyboru: obniżać wydatki, zwiększać wpływy, najczęściej poprzez podwyżkę podatków oraz prywatyzację (w tym i przyszłym roku z tego tytułu ma wpłynąć do kasy państwa ponad 36 mld złotych)
, lub posiłkować się deficytem.
Pierwsze i drugie rozwiązania są trudne do zrealizowania - w dużym stopniu wymagają zmian legislacyjnych i są niepopularne w społeczeństwie. Najprostszym więc sposobem jest zwiększanie deficytu.
Latami będziemy spłacać te długi
Jest to jednak drogi sposób finansowania niedoborów w budżecie. Z racji tego, że nigdy od 1990 roku nie mieliśmy nadwyżki budżetowej, deficyt jest pokrywany emisją obligacji oraz bonów skarbowych.
Jak wynika z analizy Money.pl tylko tegoroczne zwiększenie deficytu o 9 mld złotych będzie nas kosztować 7,1 mld złotych, co oznacza, że każdy statystyczny Polak zapłaci prawie 190 złotych z tytułu tych pożyczek.
Koszt przyszłorocznego będzie jednak jeszcze wyższy. Z racji jego wysokości inwestorzy będą oczekiwać wyższego oprocentowania obligacji i bonów skarbowych. Jest wielce prawdopodobne, że choć pożyczymy 52,2 mld złotych, to w sumie będziemy musieli oddać grubo ponad 100 mld złotych w ciągu 20 lat.
| KOMENTARZ |
| --- |
| *Arkadiusz Droździel, Money.pl *
W latach prosperity nikt nie przejmuje się za bardzo zbyt wysokimi i często nieracjonalnymi wydatkami z kasy państwa. Problem się zaczyna, gdy gospodarkę dopada zadyszka. W takiej sytuacji znalazł się obecny rząd. Musi skądś wytrzasnąć kilkadziesiąt miliardów złotych, by dopiąć przyszłoroczny budżet. Najrozsądniej byłoby obniżyć wydatki, względnie zwiększyć wpływy. Tą drogą jednak nie pójdzie. I to nie dlatego, jak tłumaczy minister finansów, że podwyższanie podatków i cięcie wydatków zablokuje wetem prezydent, ale ze względu na fakt, że deficyt to najprostszy i najtańszy politycznie sposób zasypania dziury w budżecie. A przecież w przyszłym roku mamy wybory prezydenckie i samorządowe. Radykalne i niepopularne decyzje zapewne miałyby więc duży wpływ na ich wynik, bo przeciętny Kowalski straciłby na tych działaniach. W czasie kampanii wyborczej nie może sobie pozwolić żaden polityk. Deficytu bezpośrednio natomiast
nikt nie odczuje, ale przez lata koszt jego obsługi będzie nas znacznie więcej kosztował niż potencjalne straty związane z podwyżką podatków lub niższymi transferami z budżetu. |
Czytaj w Money.pl | |
---|---|
*Megaprywatyzacja. Kto kupi KGHM? * Jeśli Skarb Państwa pozbędzie się swoich pakietów spółek z GPW zyska na tym 17,5 mld złotych. O realizację planów będzie jednak ciężko. Czytaj w Money.pl |
Raport Money.pl | |
---|---|
*Sami ratujemy naszą gospodarkę. Kupując * Naszą gospodarkę ratujemy sami, bo nie przestraszyliśmy się recesji i cały czas robimy duże zakupy w sklepach. Izolacja naszego kraju i niski udział eksportu w PKB również nam pomagają. Czytaj w Money.pl |