Republika Czeska nie przystąpi do strefy euro w najbliższym czasie, jeśli miliarder, Andrej Babis, który być może zostanie szefem rządu, będzie miał w tej sprawie coś do powiedzenia.
Andrej Babis, który twierdzi, że zainspirował ruch En Marche! prezydenta Francji Emmanuela Macrona, jest na dobrej drodze, by wygrać w październiku wybory w Czechach. Jednak w przeciwieństwie do Macrona, który chce przyspieszyć integrację z Unią Europejską i współpracuje z Niemcami w celu rozwiązania kryzysu migracyjnego wzmocnienia strefy euro, Babis chce czegoś wręcz przeciwnego -pisze Bloomberg. Jego opór wobec przystąpienia do unii walutowej odzwierciedla politykę poprzednich czeskich rządów
- Nie euro. Nie chcę euro. Nie potrzebujemy euro tutaj - mówił Babis w piątek w wywiadzie na marginesie konferencji reSITE w Pradze. - Każdy wie, że strefa euro jest bankrutem. A ponieważ chodzi o naszą suwerenność, chcę utrzymać czeską koronę i by czeski bank centralny pozostał niezależny. Nie potrzebujemy tych problemów, z którym boryka się Bruksela - podkreślił Babis.
Babis pod koniec maja został odwołany ze stanowiska ministra finansów Andreja przez prezydenta Czech Milosza Zemana. Powodem była sprawa jednokoronowych obligacji z 2013 r., wyemitowanych w przez należący do Babisza koncern Agrofert. Zgodnie z obowiązującymi przepisami odsetki od obligacji jednokoronowych nie były opodatkowane. Jednak jak wskazywały media, oficjalnie zadeklarowane dochody Babisza nie wystarczyłyby do nabycia obligacji za 1,5 mld koron. Cały manewr uznano za sposób uniknięcia opodatkowania dywidendy Agrofertu, który stanowi konglomerat spółek działających głównie w sektorach chemicznym i rolnym. Co więcej, Babiszowi jako ministrowi finansów podlegał wyjaśniający sprawę jednokoronowych obligacji nadzór skarbowy, a to według premiera czeskiego rządu oznaczało konflikt interesów i było przeszkodą do dalszego sprawowania funkcji rządowych.
Babis nie jest jedynym, który nie pali się do przyjęcia euro. Dotychczas pięć krajów z byłego bloku komunistycznego Europy Wschodniej przystąpiło do strefy euro (inne, jak np. Polska też nie rwą się do wspólnotowej waluty). Kolejne rządy czeskie odmawiały jednak ustalenia daty i, zgodnie z ankietą Eurobarometru z 2016 r., 72 proc. Czechów chce by korona pozostała narodowa walutą. Od czasu przystąpienia do Unii Europejskiej w 2004 r. czeska waluta wzrosła o ponad 20 proc. w stosunku do euro.
Mimo utraty ministerialnej teki, poparcie wyborców dla partii Babisa - ANO, wzrosło na gdy obiecał, że będzie kierował krajem po latach nieudolnych rządów tak, jak prowadzi własny biznes.
Według badań, gdyby wybory odbyły się dzisiaj, ANO zdobyłoby prawie jedną trzecią głosów w parlamencie.
Były minister zapowiedział też, że zamierza obniżyć koszty administracji rządowej, powstrzymać ludzi przed "pasożytowaniem" na systemie świadczeń społecznych i walczyć o interesy czeskie za granicą. Jest gotowy do współpracy z jakąkolwiek partią polityczną, z wyjątkiem komunistów i konserwatywnego TOP-09.
Kontrowersyjny polityk, nazywany niekiedy czeskim Trumpem, odrzucił też krytykę ze strony Komisji Europejskiej, która wszczęła postępowania ws. wobec Czechów, Węgrów i Polaków, w związku z odmową przyjęcia uchodźców. - Musimy walczyć o to, co tutaj zbudowali nasi przodkowie - powiedział Babis. - Jeśli w Brukseli będzie więcej muzułmanów niż Belgów, to ich problem. Nie chcę tego tutaj. Nikt nie będzie nam mówił, kto ma mieszkać w naszym kraju - podkreślił.