Zdaniem politologa i specjalisty ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, strategia rządzącej partii miała polegać na przeprowadzeniu najtrudniejszych zmian w pierwszych miesiącach po przejęciu władzy. Rząd liczył, że w tym okresie wyborcy dadzą mu kredyt zaufania, a ewentualne straty poparcia uda się potem odzyskać, dzięki realizacji takich wyborczych obietnic jak program 500 plus.
"Swoista rewolucja"
Jak powiedział, elementami strategii zaplanowanej przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego było przeprowadzenie "swoistej rewolucji" - maksymalne poszerzenie zakresu władzy i wymiana elit politycznych. Spór polityczny wywołany realizacją tej strategii przysłonił działania rządu w zakresie polityki społeczno-gospodarczej.
Według Maliszewskiego, PiS zależało na szybkim podporządkowaniu wszelkich instytucji, bez oglądania się na styl tych działań, co zwłaszcza względem Trybunału Konstytucyjnego było postrzegane jako sprzeczne ze standardami demokracji. Politolog ocenił również, że hasło wymiany elit politycznych było zrozumiałe głównie dla elektoratu tej partii, natomiast większość społeczeństwa odebrała zmiany w spółkach skarbu państwa, urzędach czy mediach publicznych wyłącznie jako ruchy kadrowe, a nie znaczącą zmianę jakościową tych instytucji.
- To jest rewolucja chaotyczna w tym sensie, że Polacy spodziewali się przede wszystkim realizacji obietnic socjalnych. Kampania wyborcza była na tym skoncentrowana, na tej komunikacji związanej z Beatą Szydło. A mieli do czynienia z konfliktem politycznym, za którym nie przepadają, zarządzaniem przez ten konflikt - wyjaśnił.
Zdaniem eksperta, zwłaszcza spór o TK doprowadził do społecznego rozłamu. Jak przypomniał, według sondaży (Ariadna) rząd ma ok. 34 proc. sympatyków i 40-50 proc. krytyków. Takie poparcie dla rządu oznacza - według niego - "syndrom oblężonej twierdzy", zamykanie się w twardym elektoracie PiS. Zastrzegł jednak, że kryzys zaufania wywołany niezadowoleniem z działań wokół TK nie jest jeszcze tak silny jak w 2007 r., kiedy PiS oddawało władzę.
Własna polityka Ziobry i Macierewicza
Ekspert ds. marketingu politycznego uznał, że powodem chaosu było to, że "tak naprawdę są trzy ośrodki władzy" - prezes PiS, prezydent i szefowa rządu. Jak mówił, wydaje się, że premier Szydło ze względu na niezbyt silną pozycję w małym stopniu koordynuje decyzje podejmowane przez poszczególnych ministrów, a ministrowie Ziobro czy Macierewicz prowadzą własną politykę.
Maliszewski ocenił, że po pierwszym okresie chaosu rząd przed ok. miesiącem zdecydował się przystąpić do kontrofensywy, związanej z realizacją zapowiadanych przed wyborami programów socjalnych. Jego zdaniem można spodziewać się, że po błędach komunikacyjnych będzie to wymierne i najbardziej korzystne posunięcie wizerunkowe.
- Problem z tymi projektami polega na tym, że zaczął je dotykać tzw. syndrom kwaśnych winogron, są coraz gorzej postrzegane. Program 500 plus cieszył się wcześniej poparciem 75 proc. wyborców, a teraz ma tylko 41 proc. zwolenników, więc przyjęcie go może pozwolić na to, żeby powróciła wiarygodność jego realizacji. Jeśli przysłowiowy Kowalski będzie miał już w portfelu pieniądze, to być może PiS znowu poszerzy elektorat, bo część apolitycznych centrowych wyborców w czasie tych 100 dni utracił - mówił politolog.
Jego zdaniem błąd komunikacyjny rządu polegał na tym, że nie wiadomo było, czemu miała służyć "chaotyczna rewolucja" w pierwszych tygodniach po wyborach. Programy socjalne mają teraz pokazać, że tzw. dobra zmiana nie dotyczy tylko wymiany kadr, ale również transferu pieniędzy dla rodzin czy podwyższenia minimalnej stawki godzinowej. Jak ocenił, stratedzy PiS powrócili do lepszego stylu z kampanii, więc po 100 dniach rządu "można mu wystawić ocenę dostateczną plus".