Dwadzieścia minut i więcej krążą samoloty przed lądowaniem na polskich lotniskach. Wszystkiemu winien fatalny system zarządzania polską przestrzenią powietrzną - pisze "Życie Warszawy".
Powodem zamieszania i tłoku na polskim niebie jest brak odpowiedniego systemu podziału i zarządzania przestrzenią powietrzną. "Ten, na którym obecnie pracujemy, powstał w 1995 roku i nie ma już żadnych możliwości jego rozbudowy" - przyznaje Maciej Rodak, prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.
Z tego między innymi powodu polski system zarządzania przestrzenią powietrzną uważany jest za jeden z najgorszych w Europie. "W większości państw przestrzeń ta podzielona jest zarówno poziomo, jak i pionowo. U nas jest tylko podział pionowy" - wyjaśnia "Życiu Warszawy" Michał Sadowski, ekspert lotniczy.
Jakie ma to dla nas konsekwencje? W pionowych sektorach mieści się ograniczona liczba samolotów. Tymczasem każdy przelatujący nad Polską samolot to konkretne pieniądze. Sto kilometrów lotu boeinga 737 to zysk około 200 złotych.
W 2004 roku został ogłoszony przetarg na realizację tego przedsięwzięcia. Wygrała go hiszpańska firma Intra. Do dziś system jednak nie powstał.