- Nie ma strachu - mówi menedżer w dużym banku inwestycyjnym o reakcji londyńskiego City. Jego zdaniem, finansowa dzielnica Londynu i miejsce odpowiedzialne za najważniejszą część gospodarki Wielkiej Brytanii, już ma scenariusze związane z Brexitem. I wcale nie są to czarne wizje.
- To jest zaskoczenie, widać to na indeksach, ale nie ma paniki takiej, jaka by wynikała z nagłówków gazet. Tu panuje raczej pragmatyczne podejście. Wszyscy przypominają, że City istnieje już 400 lat. W tym czasie poradziło sobie z pożarem Londynu, wojnami napoleońskimi, dwoma wojnami światowymi. Przeżyje i wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - mówi anonimowo bankier pracujący w londyńskim City.
Tożsamości ujawniać nie chce, bo na publiczne wypowiedzi w tej kwestii jego bank się nie zgadza. Twierdzi jednak, że nikt w centrum finansowym Europy zbytnio się Brexitem nie przejął.
- Nie zmieni się przecież świetne geograficzne położenie tego miejsca. Cały czas to będzie łącznik pomiędzy Wielką Brytanią, Ameryką i Europą. Nie ma czarnych wizji, że to wszystko zostanie zerwane. Jest podejście koniunkturalne: co na takiej politycznej zmianie można ugrać? Co City może jeszcze zyskać? Teraz tylko o tym się rozmawia i w ten sposób szuka rozwiązania problemu. A wbrew pozorom korzyści może być sporo - tłumaczy.
Według niego Londyn będzie mógł łatwiej współpracować z regionami i krajami, które dotąd były zablokowane przez ogólnoeuropejskie polityczne układy.
- Po pierwsze to może być nowe otwarcie na Chiny i Indie. Dotąd transakcje z tymi krajami były w pewien sposób blokowane przez unijne przepisy. Teraz to się zmieni. To City będzie ustalało samemu reguły gry z tymi regionami. Te zaczęły zresztą już się tworzyć od nowa - mówi bankier inwestycyjny.
Jak mówi, bardziej niż biznes, przestraszeni są politycy. I na ich strachu City może sporo ugrać.
- Bankierzy z City planują wysłanie specjalnej petycji, listu do gubernatora Banku Anglii. Ma on zawierać kilka punktów, około ośmiu, mówiących o tym, jakie zmiany są niezbędne w najbliższym czasie. To oczywiście kwestia deregulacji rynku głównie w kwestii wymogów kapitałowych i przepływu kapitału. Dużo się w tej kwestii działo po wybuchu kryzysu w 2008 roku. Unia Europejska jednak wprowadziła sporo zmian, które krępowały ręce. Teraz Bank Anglii nie będzie miał wyjścia i będzie musiał to wszystko odkręcić z pistoletem przyłożonym do skroni. Podkreślę to więc jeszcze raz. City myśli pragmatycznie - tłumaczy.