Nikt w Londynie nie spodziewał się tak sensacyjnego epilogu procesu, który miał potrwać jeszcze co najmniej trzy tygodnie. Dziś okazało się jednak, że królowa Elżbieta Druga była jedyną osobą, której wkrótce po śmierci Diany, jej były kamerdyner powiedział w czasie prywatnej audiencji, że zamierza zabrać na przechowanie część rzeczy po księżnej. Monarchini dopiero w ubiegłym tygodniu uświadomiła sobie, że owa rozmowa sprzed pięciu lat może mieć istotne znaczenie dla procesu.
Na polecenie księcia Karola informacje te przekazano policji, co spowodowało, że w miniony wtorek cała ława przysięgłych została bez wyjaśnienia odesłana do domu.
W świetle tych rewelacji upadła argumentacja prokuratury, jakoby Paul Burrel nie zwierzył się nikomu z tych planów i dokonał trzykrotnej kradzieży mienia należącego do Diany. Sędzia prowadzący sprawę odrzucił te oskarżenia, uznając że opierały się ono na fałszywych przesłankach i uniewinnił byłego kamerdynera. Paul Burrell dowiedziawszy się o tym, rozpłakał się na ramieniu swojego obrońcy, a po wyjściu z sądu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.
