Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Marek Knitter
|

Gomułka: Aby przyjąć euro, trzeba podnieść podatki

0
Podziel się:

- Do strefy euro wejdziemy najszybciej w 2015 roku - mówi w rozmowie z Money.pl były wiceminister finansów.

Gomułka: Aby przyjąć euro, trzeba podnieść podatki
(PAP/EPA)

Kurczy się wzrost gospodarczy, rośnie deficyt, więc oddala się euro - uważa** **Stanisław Gomułka. Najwcześniej na przyjęcie wspólnej waluty będziemy gotowi w 2015 roku.

Aby rządowy plan przyjęcia euro w 2012 roku był realny, muszą zostać podniesione podatki - twierdzi w wywiadzie dla Money.pl profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Money.pl: Wierzy Pan, że za trzy lata euro zastąpi złotego?

Prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, główny ekonomista BCC: Spełniamy jedynie kryterium długu publicznego, który jest poniżej 60 procent PKB. Jesteśmy również na granicy spełnienia kryterium inflacyjnego i stóp procentowych - w każdym razie niewiele nam brakuje. Ewidentnie nie spełniamy natomiast kryterium deficytu budżetowego i w dodatku nie spełnialiśmy go już w zeszłym roku.

Jest również niemal pewne, że deficyt sektora finansów publicznych bardzo mocno wzrośnie w tym roku i utrzyma się na wysokim poziomie w roku przyszłym. Przypomnę, że wg ostatniej prognozy KE deficyt ten wyniesiew tym roku 6,6 procent PKB a w roku 2010 aż 7,3 procent PKB.

Jeżeli nie będzie daleko idących działań i jeżeli sprawdzą się prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz KE i dynamika wzrostu PKB spadnie na koniec roku do poziomu zero lub minus jeden procent, to deficyt sektora budżetowego w tym i przyszłym roku będziemy mieli gdzieś w granicach 6-8 procent PKB.

Kryteria z Maastricht nie muszą być literalnie przestrzegane przez kraje będące już w strefie euro. Pamiętajmy jednak, że muszą być literalnie przestrzegane przez tych, którzy chcą do klubu wstąpić. Francja czy Niemcy mogą mieć przez dwa czy trzy lata deficyt w wysokości 4-6 procent PKB. My, jeśli chcemy wejść do strefy euro, musimy mieć poniżej trzech procent.

I rząd nie poradzi sobie z rozwiązaniem tego problemu?

To jest już tak duże przekroczenie deficytu, że nie ma szans na spełnienie kryterium fiskalnego z Maastricht w latach 2009- 2010. W zeszłym roku mieliśmy prawie 3,9 procent deficytu budżetowego przy tempie wzrostu gospodarczego blisko 5 procent. W obecnej sytuacji PKB nam praktycznie nie rośnie, a dodatkowo mamy koszt obniżenia podatku PIT.

Budżet odczuwa koszty obniżenia podatków, ale jest wiele opinii, że właśnie powinniśmy jeszcze bardziej je obniżać, aby zwiększyć popyt, a tym samym wzrosłyby wpływy z podatków pośrednich.

Jeżeli mamy załamanie popytu zewnętrznego, mamy kryzys, to takie sposoby rozumowania się załamują. Polscy przedsiębiorcy nie sprzedadzą bowiem na krajowym rynku tego co eksportowali na rynki zagraniczne.

W dłuższym okresie taka polityka powinna jednak pozytywnie oddziaływać na popyt.

Zmniejszenie podatków z reguły przynosi zmniejszenie dochodów w krótkim czasie, to znaczy w ciągu roku, dwóch czy trzech. Natomiast może przynieść większe dochody w późniejszym okresie. Właśnie przez to, że stymuluje wzrost gospodarczy i zmniejsza szarą strefę. Ale na razie mamy do czynienia z pierwszym rokiem od wprowadzenia niższych podatków, więc musimy się pogodzić z niższymi dochodami.

A jeszcze nałożył się kryzysy w gospodarce światowej...

Jeszcze przed kryzysem ministerstwo finansów oceniało, że dochody będą niższe o około 8 mld zł w tym roku. Zakłada się, iż będą one niższe z tego powodu także w roku przyszłym. Na to oczywiście nałożył się efekt gwałtownego zmniejszenia tempa wzrostu PKB o jakieś pięć punktów procentowych w stosunku do tej ścieżki, o której mówiliśmy w zeszłym roku, kiedy byłem w ministerstwie finansów i przygotowywaliśmy program konwergencji dla Komisji Europejskiej.

Ja wtedy założyłem, że wzrost PKB będzie pięcioprocentowy w latach 2008-2010 i to nam pozwoli na posuwanie się po ścieżce deficytu sektora budżetowego na poziomie 2,5 procent w 2008 roku, 2 procent w 2009 roku i 1,5 procent w 2010.

Potem była zmiana tej ścieżki przesłanej do Komisji pod sam koniec roku, która zakładała utrzymanie deficytu w roku ubiegłym na poziomie 2,7 proc. I deficyt miał się zmniejszać nie o pół procent, jak początkowo zakładaliśmy, ale o 0,25 procent rocznie.

Co takiego się wydarzyło, że nagle zamiast 2,7 procent mamy 3,9 procent deficytu?

Wyjaśnienie jest bardzo proste. Już mieliśmy efekty zmniejszającego się tempa wzrostu produkcji przemysłowej i tempa wydatków konsumpcyjnych w ostatnich pięciu miesiącach ubiegłego roku. Dochody budżetu centralnego były w rezultacie o 8 mld zł mniejsze. To jest mniej więcej połowa sektora finansów publicznych.

Do tych 8 mld zł trzeba więc dodać jeszcze kolejne mniej więcej 8 mld zł mniejszych dochodów w budżetach samorządów oraz w tzw. funduszach, czyli przede wszystkim FUS-u. Nie mówimy już wtedy o brakujących 8 mld zł, ale jakieś 15-16 mld zł w skali całego sektora finansów publicznych. A to jest 1,2-1,3 procent PKB. Jak teraz dodać tę liczbę do 2,7 procent, to jesteśmy już w pobliżu czteroprocentowego deficytu. I z takim wynikiem mieliśmy do czynienia i nie powinien on nikogo zaskakiwać.

Co może w tej sytuacji zrobić rząd, jeżeli już teraz nie spełniamy kryterium deficytu i prawdopodobnie nie spełnimy go również w kolejnych latach?

Jeżeli rząd chce traktować na serio swój program wejścia do strefy euro, to musiałby przyjąć duży pakiet działań zwiększających dochody lub/i zmniejszających wydatki, pakiet na około 3-5 procent PKB. Jednak zwiększanie podatków w sytuacji globalnego kryzysu będzie pogłębiać skalę recesji w Polsce.

Rząd może publicznie powiedzieć: _ Możemy mieć zamiast zerowego wzrostu gospodarczego minus dwa procent, ale dla nas ważniejsze jest szybkie wejście do strefy euro niż trochę głębsza recesja _. I to jest to podejście, jakie może rząd przyjąć. Taka strategia gwarantowałaby nam spełnienie kryteriów z Maastricht, ale byłaby społecznie i polityczna dość kosztowna.

Raporty Money.pl
*Polska liderem regionu. Nawet w recesji * Minister Rostowski nie wierzy w prognozy KE. Ale Bruksela podkreśla: Polska będzie w sytuacji lepszej od sąsiadów.
*Do ERM2 wejdziemy najwcześniej w 2011 roku * Wejście Polski do strefy euro w 2012 jest nierealne. Przyczyny to rosnąca inflacja i deficyt, a także niestabilny złoty.
*Końca recesji nie widać. Odbicie dopiero po wakacjach? * Z ankiety Money.pl wynika, że produkcja w marcu była o 5,3 proc. niższa niż przed rokiem.

No i pojawia się też pytanie, czy w obecnym parlamencie takie działania udałoby się przeforsować?

Właśnie, czy to jest w ogóle możliwe politycznie? Zbliżają się wybory prezydenckie oraz parlamentarne. Czy obecna koalicja rządząca byłaby skłonna rozpatrzyć taki pakiet? Sądzę, że nie. A nawet, gdyby udało się go przeforsować w Sejmie, to prawdopodobnie mielibyśmy weto prezydenta, którego koalicja nie byłaby wstanie odrzucić. Do tego potrzebne by było poparcie SLD, na które liczyć w takiej sprawie raczej nie można.

Jakie więc mamy inne wyjście?

Niech rząd powie, że niestety, ale nie jesteśmy w stanie spełnić kryterium fiskalnego i musimy przesunąć datę wejścia do strefy euro o kilka lat. Mówienie o wejściu do ERM2 w tym roku, a do strefy euro w 2012, jest, jak sądzę, zupełnie nierealne.

Po co zatem rząd obstaje przy nierealnej dacie przyjęcia euro?

Trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie. Takie zapowiedzi przyjęcia już w roku 2012 będą skonfrontowane z realiami. I ten balonik popęka. Tak jak pęknie w ciągu najbliższych miesięcy balonik dotyczący budżetu na ten rok.

Potrzebna jest szybka nowelizacja budżetu?

Do zmiany budżetu dojdzie najpewniej w lipcu. Obecnie mamy sprzeczne sygnały. Niedawno wicepremier Pawlak powiedział, że nie widzi potrzeby wprowadzenia nowego budżetu, a równocześnie pan Chlebowski mówi, iż prawdopodobnie zabraknie jakieś 15 mld zł. Ale w czwartek 7 maja premier Tusk uznał nowelizację budżetu za _ oczywiście niezbędną. _

Nic dziwnego, skoro minister finansów informuje, że odchylenie rzeczywistych dochodów podatkowych od założonych jest w granicach 3-4 mld zł miesięcznie. Tak było np. w lutym i w marcu. Oczekuję, że po kwietniu dojdziemy do 16 mld zł deficytu, czyli zbliżamy się do pułapu 18 mld zł zapisanego w budżecie na ten rok. Powoli dochodzimy do ściany. Oczywiście w ciągu roku możemy przekroczyć 18 mld zł deficytu, gdyż na to pozwala ustawa, która mówi, że na koniec roku nie może być wyższy od założonej kwoty.

Budżet jest fikcyjny, data przyjęcia euro również...

Daty wejścia do ERM2 i przyjęcia euro muszą zostać przesunięte. I nie chodzi tutaj o parę miesięcy, czy rok, ale przynajmniej o dwa, trzy lata. Realne terminy wejścia do węża walutowego to 2012 rok, a do strefy euro 2015 rok. To by się wiązało z przebiegiem cyklu koniunkturalnego. Zakładam bowiem, że w tym roku i w przyszłym PKB nie będzie rosło. Natomiast w 2011 roku będziemy mieli wzrost może 3-4 procent. W latach 2012-2013 możemy notować szybszy wzrost niż trend, czyli w okolicach 6 procent rocznie. To byłoby tempo bliskie temu z lat 2006-2008, a wcześniej w latach 1995-1997.

W obecnej sytuacji globalnego kryzysu tak dokładne prognozy makroekonomiczne wzbudzają sceptycyzm.

Oczywiście w obecnej sytuacji prognoz nie można traktować punktowo. Mówimy o pewnych przedziałach. Jeżeli szacuję PKB w pobliżu zera procent, to mam na myśli granice od minus 2 do plus 2 proc. I w takim obszarze będziemy poruszać się w tym i w przyszłym roku.

Wątpię, żeby rzeczywisty rozwój sytuacji spowodował, aby tempo wzrostu było wyższe niż 2 procent i jednocześnie spadek większy niż 2 procent PKB w tym roku. I podobnie, jeżeli chodzi o rok 2011. Jeżeli mówię o 3 procentach w r 2011 to mam na myśli przedział 2-5 proc. i potem gdzieś między 5-7 przez następne 3 lata.

Jaka będzie inflacja?

Inflacja zależy m.in. od stopy bezrobocia i do pewnego stopnia od tego, co dzieje się z kursem walutowym. W najbliższych latach należy oczekiwać, że liczba osób bez pracy będzie się zwiększać. Spodziewam się, że stopa bezrobocia będzie rosła w granicach 2-3 punktów procentowych rocznie przez jakieś trzy lata. Jeżeli byśmy weszli na początku 2012 roku do ERM2, to w tym momencie stopę bezrobocia byśmy mieli na poziomie 16-18 procent. Presja inflacyjna powinna być w takiej sytuacji niska i to właściwie przez cały okres pobytu w wężu walutowym.

Równocześnie perspektywa wejścia do euro będzie wiarygodna. Szybki wzrost PKB w tym czasie powinien wpłynąć na znaczną poprawę nastrojów wśród inwestorów, a więc nastąpi duży napływ kapitału portfelowego i inwestycji bezpośrednich. To z kolei zacznie mocno umacniać złotego.

Na Słowacji mieliśmy podobny scenariusz, czyli silną presję aprecjacyjną i szybki wzrost gospodarczy. Aprecjacja pomoże nam w zbiciu inflacji, a także pomoże w spełnieniu kryterium kursowego. Z kolei szybki wzrost gospodarczy spowoduje, że damy sobie radę z kryterium fiskalnym. Spodziewam się szybkiego schodzenia z wysokiego deficytu, czyli z okolic 6-7 procent PKB do 2 procent a nawet i poniżej. Być może dodatkowe działania będą potrzebne, aby ten spadek deficytu przyspieszyć.

W tym roku powinniśmy się obawiać inflacji?

Z jednej strony wysoka stopa bezrobocia już spowodowała obniżenie presji płacowej. Z kolei nastąpił wzrost jednostkowych kosztów pracy, gdyż produkcja w przemyśle spadła dosyć mocno. W związku z tym spadła również wydajność pracy. To jest czynnik proinflacyjny.

Wzrost kosztów pracy nie przekłada się jeszcze na silniejszy wzrost cen tylko dlatego, że przedsiębiorcy pod presją rynkową nie podwyższają cen i godzą się na mniejsze marże. Od strony kosztów nie ma więc w tej chwili pomocy do zmniejszenia inflacji. A z drugiej strony mamy osłabienie złotego, co również nie pomaga w zbiciu inflacji. Moim zdaniem to nie jest obecnie istotne, czy inflacja w tym roku będzie w obszarze 3-4 procent, czy trochę niżej, gdyż i tak nie spełnimy z pewnością kryterium fiskalnego.

A kiedy inflacja spadnie?

W przyszłym roku będzie lepiej, bo stopa bezrobocia będzie rosnąć i nie jest wykluczone, że nie będzie takiego osłabienia złotego. Jeżeli oba te czynniki zadziałają, to będziemy schodzić z inflacją.

Jest jednak duży problem ze stabilnością kursu złotego. Kiedy złoty znów zyska na wartości?

Poprawa na rynku globalnym sprawi, że złoty zacznie się umacniać. W pierwszym okresie zapewne będziemy zmierzać w kierunku 4 zł za euro - nie będzie to 3,2 zł czy 3,4 zł. Jeśli jednak będziemy już przed wejściem do ERM2 czy tuż po, to nie wykluczam dalszej aprecjacji. Gdybyśmy weszli do ERM2 z kursem w okolicach 4 zł za euro, to kurs spadłby być może nawet do 3,2 zł za euro w ciągu 2 lat pobytu w tym mechanizmie. Taki scenariusz jest możliwy.

Wiele czasu analitycy poświęcają na obliczanie kursu równowagi, przy którym powinniśmy wejść do strefy euro. Jednak w obecnej sytuacji jego wyliczanie nie jest zbyt pomocne.

Rzeczywiścieszacunki dotyczące kursu równowagisą obecnie dosyć niepewne. NBP szacowało taki kurs jakieś dwa lata temu i wyszło im około 3,8 zł za euro. Zaskoczyło mnie jednak to, że przy kursie 3,3 zł eksporterzy dobrze dawali sobie radę. Teraz z kolei, kiedy inwestycje bezpośrednie i portfelowe zaczęły spadać, to odnosi się wrażenie, że doszło do zmiany kursu równowagi w kierunku 4 czy 4,2. Ja bym powiedział, że kurs równowagi to 3,6-4,2 a wahania rynkowego kursu mogą być nadal w przedziale 3-5 zł.

Jak Pan sądzi, co będzie robić Rada Polityki Pieniężnej?

Dojście ze stopą referencyjną do 3 procent jest praktycznie przesądzone na koniec tego roku lub na początku przyszłego. Jeśli spadek PKB będzie mocniejszy, to nawet nie wykluczałbym zejścia z tą stopą poniżej 3 procent.

Polityka monetarna była w pewien sposób uzależniona od planów związanych z wejściem do ERM2. RPP chciała i współpracowała w tej kwestii z rządem. Chciała zapewnić, że kryterium inflacyjne będzie spełnione. Była więc ostrożniejsza z obniżaniem stóp procentowych. Jeśli strategia wejścia Polski do strefy euro się załamie, to Rada będzie miała nieco inny punkt widzenia.

Jeśli rzeczywiście mielibyśmy wejść do ERM2 w tym roku, to trzeba by zabiegać o taką politykę monetarną, która zapewniłaby niską inflację, gdzieś w okolicy 1,5 procent, a nie 2,5. W takiej sytuacji, jak teraz, kiedy kraje mają niską inflację, a nawet deflację, kryterium inflacyjne ulega zaostrzeniu..

Z kolei w latach 2012-2014 powinniśmy mieć odbicie w Europie Zachodniej i w związku z tym można przypuszczać, że inflacja będzie tam w pobliżu 2 procent, a nie w pobliżu zera i wystarczy pilnować poziomu około 2,5 procent. Będąc w ERM2 będziemy mieli jeszcze dosyć wysoki poziom bezrobocia plus umacniający się złoty. Te dwa czynniki będą powodować, że inflacja będzie niewielka. Perspektywa wejścia do strefy euro wpłynęłaby również na spadek długoterminowych stóp procentowych, dzięki temu łatwiej byśmy spełnili kryterium stóp procentowych.

Rosnący deficyt budżetowy, o którym rozmawialiśmy wcześniej, może bardzo źle wpłynąć na kondycję polskich firm. Banki będą kredytować wydatki państwa zamiast przedsiębiorstw.

Oszczędności, jakie są w polskim systemie bankowym, rzeczywiście mogą być chętniej kierowane na zakup papierów skarbowych niż na kredytowanie przedsiębiorstw. Dlatego przedsiębiorcy zabiegają o to, aby ten deficyt sektora finansów publicznych był jak najmniejszy i nie zgadzają się z tymi pomysłami SLD i PiS, które mówią o zwiększeniu deficytu. Patrzą jednak z niepokojem na realizowaną przez rząd strategię finansów publicznych, która de facto oznacza przyzwolenie na znaczne jego zwiększenie.

Czy są skuteczne sposoby na zachęcenie banków do kredytowania biznesu?

Jeden z nich to gwarancje rządowe do kredytów dla firm. Problem w tym, że rząd w tej sprawie jest powolny , bardzo konserwatywny. Drugi instrument, to zwiększenie płynności przez bank centralny. Nie jest dobrze, kiedy banki komercyjne lokują swoje nadwyżki w NBP, bo się boją pożyczać. Trzeba więc zmniejszyć im do zera stopy depozytowe. Trzeba zmniejszyć także stopę rezerw obowiązkowych. Mogą pomóc również operacje otwartego rynku i to, jakie papiery NBP by akceptował w zamian za gotówkę. Troszeczkę to się zmienia, ale nie jest to jeszcze wystarczające.

Panie profesorze, kiedy będzie lepiej?

Prognozy dotyczące gospodarki jak na razie idą w kierunku pesymistycznym. Widać pewną stabilizację w tym sensie, że nie ma dalszego pogarszania się w systemie finansowym. Tutaj widzę możliwość szybszej poprawy niż w sferze realnej, gdzie recesja może potrwać nawet 2-3 lata. W USA kryzys w sferze realnej zaczął się około 15 miesięcy temu. Należy przypuszczać, że jesteśmy mniej więcej w środku recesji w Stanach Zjednoczonych. Z kolei w Europie Zachodniej jesteśmy mniej więcej w jednej trzeciej. W Polsce jesteśmy dopiero na początku recesji czy silnego spowolnienia.

Dziękuję za rozmowę.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)