Gimnazja mają zniknąć w 2019 r. – zakłada Ministerstwo Edukacji Narodowej. Rząd PiS planuje, że cała operacja likwidowania gimnazjów przebiegnie bezkosztowo, a nauczyciele nie stracą pracy. Tego optymizmu nie podzielają jednak nauczyciele ani samorządy.
Minister edukacji Anna Zalewska przedstawiła zręby planowanej przez PiS reformy edukacji w poniedziałek. W skrócie chodzi o to, żeby dzisiejszy system z 6-letnią podstawówką, 3-letnim gimnazjum i 3-letnim liceum zastąpić wersją sprzed reformy rządu Jerzego Buzka, czyli z 8-letnią podstawówką – która ma się nazywać szkołą powszechną – i 4-letnim liceum bądź 5-letnim technikum. Będzie to więc powrót do systemu wprowadzonego na początku lat 60.
Ile to będzie kosztowało?
Minister jest optymistką. Szacuje, że likwidacja gimnazjów, napisanie nowej podstawy programowej i nowych podręczników zamknie się w ramach subwencji oświatowej, która trafia do samorządów. - Reforma jest tak zaplanowana, żeby zmieścić się w pieniądzach, które są – mówiła Zalewska w poniedziałek dziennikarzom. - Przypominam, że mamy prawie 42 mld zł (subwencji oświatowej - przyp. red.) i dramatyczny niż demograficzny. Każdy minister finansów powinien poprosić o obniżenie tejże subwencji oświatowej, ale właśnie pieniądze przytrzymujemy, żeby mieć na zmiany - wywodziła.
Warto jednak zauważyć, że subwencja oświatowa wystarcza na pokrycie kosztów uczenia. Na jakiekolwiek niespodziewane wydatki może już nie starczyć. Zdaniem minister, nie ma takiego problemu, właśnie ze względu na demografię. - Jeśli spada liczba uczniów, to kwota na ucznia jest większa. W związku z tym zwalnia się miejsce na zagospodarowanie tego rodzaju zmian – mówiła.
Według danych GUS w roku szkolnym 2014/2015 w gimnazjach uczyło się około 1 mln 105 tys. dzieci. W gimnazjach było około 130 tysięcy etatów nauczycielskich, ale biorąc pod uwagę pracujących na części etatu, nauczycieli w tych szkołach pracuje około 170 tysięcy. Ministerstwo chce tak przeprowadzać reformę, żeby ani dzieci, ani rodzice tego nie odczuli. Interesy nauczycieli mają być natomiast zabezpieczone. Czy przy grupie szacowanej ostrożnie na ponad dwa miliony osób, których reforma ma dotyczyć, to w ogóle jest możliwe?
Nauczyciele: to puste hasła
- Nie chciałbym, żeby tej wczorajszej prezentacji ministerstwa było przypisywane jakieś nadmierne znaczenie - mówi money.pl prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. - Usłyszeliśmy puste hasła, zbiór frazesów i pobożnych życzeń, a w całym tym planie zmian w edukacji jest mnóstwo niejasnych i budzących wątpliwości punktów - dodaje.
Jak przyznaje prezes ZNP, minister Zalewska deklaruje, że nauczyciele nie stracą pracy przez wygaszenie gimnazjów. - Ale tak samo mówiła, kiedy likwidowano obowiązek szkolny dla 6-latków. Też żaden nauczyciel miał nie stracić pracy, a do tej pory utraciło ją około sześciu tysięcy osób. A byłoby jeszcze więcej, gdyby nie determinacja samorządów w przekonywaniu rodziców, by jednak posyłali 6-latki do szkół – mówi.
Jego zdaniem o pewnych problemach związanych z likwidacją szkół rząd nie mówi. Przykład? Zatrudnienie nauczycieli nie zależy od rządu tylko od dyrektorów szkół. A ci mają obowiązek w pierwszej kolejności zatrudnić tych nauczycieli, którzy już w danej szkole pracują choćby na ułamek etatu. Jeśli więc dyrektor będzie w sytuacji, gdy o miejsce pracy w szkole ubiega się nauczyciel z likwidowanego gimnazjum i nauczyciel już pracujący, to w naturalny sposób wybór padnie na tego drugiego. Natomiast obowiązek wypłacenia odpraw zwalnianym nauczycielom spadnie na samorządy. – Wychodzi na to, że rząd planuje, ale rachunki spadną na samorządy – ocenia Broniarz.
130 mld zł w błoto?
Warto pamiętać, że samorządy inwestują w gimnazja od kilkunastu lat. Jak wyliczył Związek Miast Polskich, wybudowanie i prowadzenie gimnazjów pochłonęło dotąd około 130 mld zł z pieniędzy publicznych. Z tego 8 mld to wydatki majątkowe. W oświadczeniu z marca Związek sprzeciwia się "pochopnej propozycji likwidacji gimnazjów". Samorządowcy apelują jednocześnie do rządu, by konsultował z nimi tak ważne zmiany, jak reforma edukacyjna.
Co samorządy mają zrobić z budynkami, w których obecnie działają gimnazja? Nie do końca wiadomo. Minister edukacji proponuje, by dalej uczyły się tam dzieci starszych klas szkoły powszechnej. – Dobre kadry, dobre programy wychowawcze zwyczajnie się obronią. Dobre budynki, na które samorządowcy wzięli kredyty, zostaną – twierdzi minister.
Na razie nie ma projektu ustaw, które mają wprowadzać reformę edukacyjną. Minister Zalewska zapowiada, że projekt może być gotowy jesienią. – Bardzo chcielibyśmy ten projekt zobaczyć – mówi Sławomir Broniarz. – Szczególnie ocenę skutków regulacji, gdzie przedstawia się szacowane koszty zmian. Wtedy moglibyśmy rozmawiać konkretniej, bo na razie nikt nie wie, ile ta cała zmiana ma kosztować – podsumowuje.