Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Hubert Orzechowski
Hubert Orzechowski
|

Miliardy strat przez długi weekend, czyli jak straszą nas ekonomiści [FELIETON]

21
Podziel się:

Każdy dzień wolny od pracy to miliardy mniej dla polskiej gospodarki – alarmują eksperci przy okazji długiego weekendu. I jak co roku można sobie te wyliczenia spokojnie darować.

Czas wolny i relaks zwiększają efektywność pracowników
Czas wolny i relaks zwiększają efektywność pracowników (Michal Dyjuk FORUM)

Każdy dzień wolny od pracy to miliardy mniej dla polskiej gospodarki – alarmują eksperci przy okazji długiego weekendu. I jak co roku można sobie te wyliczenia spokojnie darować.

W długi weekend stracimy kilka miliardów złotych – straszy nagłówkiem informacja prasowa, którą dostaliśmy na adres redakcji. Dalej otrzymujemy uzasadnienie tej tezy. „Jeśli jedynie połowa z nas weźmie w długi weekend zaledwie jeden dodatkowy dzień wolny, polska gospodarka straci ok. 5 mld zł. Kilka dni wolnych to już strata 1 proc. PKB co przekłada się na kilkanaście miliardów złotych” - czytamy (zachowano pisownię i składnię oryginału).

Pisanie apokaliptycznych scenariuszy przy okazji długich weekendów to nie nowość. Na nadmiar wolnego dla swoich pracowników regularnie narzekają pracodawcy. Parę lat temu w podobnym tonie dla „Gazety Wyborczej” wypowiadał się Jeremi Mordasewicz, ówcześny ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Przekonywał, że każdy dzień wolny od pracy to 4 mld straty dla gospodarki.

I snuł fantastyczne scenariusze obchodzenia takich świąt, jak np. Święto Niepodległości symbolicznie w piątek lub poniedziałek, aby przypadkiem nie tworzyć „pomostów urlopowych” między dniem wolnym a weekendem. Zdaniem pracodawców zbyt wiele dni wolnych to przeszkoda w wyścigu o dogonienie Zachodu.

Zobacz także: Jak przeżyć majówkę w pracy. Zobacz

Pułapka "efektywności"

Chyba jednak to zbyt skromne założenie. Jeżeli rzeczywiście więcej pracy byłoby kluczem do krainy szczęśliwości, to należałoby ustawowo unieważnić wszystkie dni wolne i ustanowić siedmiodniowy dzień pracy. Więcej – najlepiej by było, aby znów przywrócić PRL-owski wyścig pracy.

Tylko, że w dzisiejszych czasach śmierć czołowego przodownika pracy nie mogłaby być tak zatuszowana jak w przypadku Wincentego Pstrowskiego (dla niezorientowanych – to górnik, który rzucił wyzwanie do współzawodnictwa pracy, zmarł w wieku zaledwie 44 lat; oficjalnie z powodu białaczki, nieoficjalnie z powodu zbyt szybkiego powrotu do pracy po usunięciu kilku zębów).

Absurd? Tylko pozornie, bo to za poprzedniego ustroju, który normalnie przecież jest przez pracodawców wyszydzany i używany jako pałka w dyskusji, kiedy podnoszona jest kwestia praw pracowniczych, prawie do samego końca obowiązywały soboty pracujące.

Władze poluzowały rygor sześciodniowego dnia pracy w latach siedemdziesiątych, ale postulat całkowicie wolnych sobót był jednym z 21 punktów porozumień sierpniowych z 1980 r., które dały podwaliny pod powstanie pierwszej „Solidarności”. Ówczesne władze nigdy jednak nie wywiązały się z tego postanowienia.

Człowiek pracujący więcej to po prostu pracownik mniej efektywny. Do tego dochodzą inne, szkodliwe zjawiska społeczne. Mniej czasu dla rodziny to większy stres, anomia, czyli zanik więzi społecznych i ogólnie gorsze samopoczucie. Zresztą sama perspektywa dłuższego czasu pracy wpływa źle na ludzi. Według danych World Economic Forum u pracowników, których uprzedzono, że mogą być, choć nie muszą, wezwani przez pracodawcę w swoim czasie wolnym zauważono zwiększone napięcie i zmęczenie. Destrukcyjnie wpływała na nich już sama świadomość, że ich czas wolny może zostać przerwany przez nagły telefon z pracy.

To są straty nie do oszacowania. Dobrze prosperująca gospodarka to także bowiem równie świetnie funkcjonujące społeczeństwo. A to, wbrew wizjom niektórych ekonomistów i przedsiębiorców, nie oznacza zredukowania życia człowieka tylko do pracy i jej pochodnych.

Polacy mają dużo wolnego? Tak, ale solidnie na nie pracują

Pytanie także, ile to znaczy pracować więcej, skoro już teraz pod względem przepracowanych godzin jesteśmy w światowej czołówce? Według danych OECD przeciętnie w Polsce pracuje się 1928 godzin rocznie. To zdecydowanie więcej niż np. w Niemczech (1363 godziny) czy w Danii (1550 godzin). To także więcej niż średnia OECD, która wynosi 1763 godziny.

Oczywiście, zaraz odezwą się głosy, że nie czas pracy jest najważniejszy, a jej jakość. Ale od lat efektywność Polaków rośnie w tempie geometrycznym. Płace natomiast jeszcze do niedawna posuwały się w postępie arytmetycznym. W efekcie efektywność mamy na poziomie np. Portugalii, alzarobki ciągle na dużo niższym poziomie. Ponadto efektywność Polaków ciągle rośnie o wiele szybciej niż średnio w Unii Europejskiej. W 2016 r. zwiększyła się ona w krajach Wspólnoty przeciętnie o 0,6 proc (jako realne PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca) a w Polsce – o 2,3 proc.

Pracodawcy lubią jednak szermować efektywnością jako argumentem za utrzymywaniem płac w Polsce na niskim poziomie. Chcemy zarabiać jak Niemcy, a nie jesteśmy tak efektywni jak oni – mówią. To prawda, ale jest też druga strona medalu. Bo gdy polski pracownik pracuje w Niemczech, to jego wydajność nagle jest taka sama jak niemieckiego kolegi, a bywa i wyższa.

Czy to cudowny efekt przekroczenia Odry? Nie, wynika to z lepszej infrastruktury i kultury zarządzania. A więc od rzeczy, które w dużej mierze zależą od samych pracodawców.

Przyzwyczailiśmy w Polsce przedsiębiorców, że mogą mówić wszystko, a ich postulaty zawsze są brane na poważnie. Zapominamy przy tym, że co jest ideałem dla jednej grupy, niekoniecznie jest odpowiednie dla całej reszty.

Warto o tym pamiętać podczas majówkowego grilla. Na przykład 1 maja, w Święto Pracy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(21)
klo
6 lat temu
TO JEST KŁAMSTWO!! Przecież wyniki finansowe rynków ekonomicznych ogłaszane są w stosunku miesiąc do miesiąca lub rok do roku. To dlaczego tu efekt ekonomii mamy nawet w trakcie trwania długiego weekendu ? BO EKONOMIA TO NIE NAUKA TYLKO PIRAMIDA FINANSOWA STEROWANA PRZEZ KOKSÓW. A taki weekend jest najlepszym momentem żeby namieszać krótko na rynku i zasiać popłoch. A inwestorzy w tych czasach to nie mężczyźni jak kiedyś (z jajami) tylko miękkie wacki....
pol
6 lat temu
Nagle z poważnej nauki z ekonomii robią piramidę finansową. tak tak. Malutcy niech ciułają a my małym przekręcikiem odrobimy straty i pogrążymy głupich ludzi. Tobie robią wolne od ekonomii a sami zmieniają notowania. Także jak wrócisz po weekendzie będziesz miał 20% kasy mniej. Nie krzycz to prawa ekonomii - prawa tego co ma więcej kasy - prawo dżungli....... Ludzie, nie widzicie, że to ekonomia potrzebuje pieniądza by żyć ? My ludzie żywimy się wodą i strawą. Po co nam pieniądz ? Żeby było więcej wojen ?
peło
6 lat temu
Dyletanci ekonomii typu Balcerowicz,Rostowski itp.
kris
6 lat temu
Kurcze ile miliardów ucieka przez to ze spimy albo nie tyramy 24 h
Luki
6 lat temu
A gdyby ci wszyscy ekonomiści wzięli się za normalną prace to ile by PKB wzrosło a tak to nawet na swoją emeryturę nie zarobią z liczenia cyferek.
...
Następna strona