Policja twierdzi, że za kradzieżami nie stoją wyspecjalizowane grupy złodziei antyków. Obrazy są kradzione po prostu "przy okazji". Złodzieje słyszą w mediach o wysokich cenach za obrazy, więc gdy coś widzą na ścianie, to zabierają - uważają policjanci. Pokusa i brak wiedzy bywają tak duże, że z mieszkań giną nawet kopie lub bezwartościowe dzieła domorosłych malarzy. Czasami przestępcy wycinają płótna tak nieudolnie, że w ramach zostaje podpis autora. Gdy nie znajdują nabywcy, malunek często trafia do kosza lub pieca.
Tak jest w Krakowie od kilku lat. Od początku tego roku policja odnotowała jednak już osiem kradzieży obrazów. Czyli prawie połowę tego co w całym ubiegłym roku, a kilka razy więcej niż w innych dużych miastach.
Włamania - zdaniem policjantów - ułatwiają sami właściciele, nierzadko starsi ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy z wartości, a czasem nawet autorstwa obrazów i bardzo rzadko zaopatrują swoje mieszkania w dodatkowe zabezpieczenia.
Kolekcjonerzy, antykwariusze i policja przyznają, że Kraków jest najlepszym miejscem do kradzieży dzieł sztuki. Zawierucha wojenna i późniejsze lata oszczędziły tutaj rodzinne kolekcje. Skutek? W 2000 roku skradziono tutaj ponad 160 obrazów, podczas gdy w całej Polsce - 341.
Więcej szczegółów na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
iar/gw/kry/d.nyg