Co więcej, niemieccy architekci otrzymują wynagrodzenie za nadzór nad budową, której nie ma, gdyż podpisane z nimi umowy nie przewidują możliwości wypowiedzenia.
Jak przypomina dziennik, budynek dawnej ambasady PRL w Niemieckiej Republice Demokratycznej, położony niedaleko Bramy Brandenburskiej miał zostać rozebrany i zastąpiony przez znacznie bardziej reprezentacyjną rezydencję. W 2000 roku pracujący w nim urzędnicy zostali przeniesieni do tymczasowej, ciasnej siedziby. Ówczesne władze podpisały z niemieckimi wykonawcami umowy na sumy, których nie było w budżecie MSZ-u. Wiele z nich tak skonstruowano, że nawet jeżeli strona polska wycofa się z budowy to będzie musiała płacić niemieckim architektom i inżynierom. Tymczasem, jak powiedział "Rzeczpospolitej" Janusz Jesionek z Biura Prasowego MSZ, koszty budowy wyniosłyby obecnie ponad 40 milionów dolarów, czego budżet naszego kraju nie jest w stanie udźwignąć.
Sprawą zainteresowała się NIK, która szykuje doniesienie do prokuratury w tej sprawie. Wśród winnych skandalu NIK wymienia byłego dyrektora generalnego w MSZ Michała Radlickiego i obecnego wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Byrta. Za podpisanie niekorzystnych dla skarbu państwa umów grozi im do 3 lat więzienia.
iar/rzeczpospolita/kry/trela