PiS - 18,5 mln zł, PO - 15,5 mln zł, czyli razem 34 miliony złotych. Tyle rocznej subwencji dostaną dwie czołowe partie. Ich mniejsi konkurenci mogą liczyć na skromniejsze pieniądze - od 3 do 6 mln zł. A Ruch Pawła Kukiza? Nie dostanie ani jednej złotówki subwencji, a jedynie dużo mniejszą dotację. Dlaczego? Bo - używając słów lidera ruchu - walcząc z "partiokracją" świadomie nie zdecydował się założyć partii. Ze względu na obowiązujące przepisy, z finansową ścianą mogą się w przyszłości spotkać wszystkie podobne inicjatywy.
Ruch Pawła Kukiza pod względem finansowym ma pod górkę. Chociaż jest trzecią siłą w przyszłym parlamencie, to pieniędzy będzie miał zdecydowanie mniej nawet niż partia Razem, która do Sejmu się nie dostała. Dystans do PiS, czyli zwycięzcy, i PO, czyli największej partii opozycyjnej, jest również ogromny. Jak to możliwe?
Wszystko za sprawą zapisów Ustawy o partiach politycznych z czerwca 1997 roku. Żeby otrzymać subwencję, trzeba mieć status partii politycznej i w wyborach przekroczyć próg trzech procent głosów (czyli mniej niż żeby dostać się do Sejmu, gdzie trzeba zdobyć pięć procent). Tymczasem ruch Kukiza nie jest partią, a komitetem wyborczym wyborców. To oznacza, że nie przysługują mu profity należne partiom. Dlatego chociaż były rockman wprowadzi do Sejmu 42 posłów, jego ekipa nie dostanie co roku milionowego przelewu na działalność.
- Prawda jest taka, że nie mamy pieniędzy i środków na utrzymanie partii. To jest ewenement. Od kilkudziesięciu lat nie brałem udziału w czymś podobnym. To jest niesamowita husaria, po prostu pospolite ruszenie. Okazuje się, że to działa - tłumaczył w programie #dziejesięnażywo Marek Jakubiak - właściciel browaru Ciechan, który dostał się do Sejmu z list Ruchu Kukiza.
Jak Kukiz ma zamiar sobie poradzić i przetrwać całą kadencję bez subwencji? - Komitet wyborczy wyborców, który dostał się do Sejmu lub zdobył mandaty do Senatu może otrzymać dotację podmiotową - tłumaczy money.pl Krzysztof Lorenz, dyrektor zespołu kontroli finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych w Krajowym Biurze Wyborczym. - Kto i ile pieniędzy dostanie, będziemy wiedzieć dopiero za mniej więcej 3 miesiące, kiedy do KBW trafią sprawozdania finansowe wszystkich startujących w wyborach podmiotów - mówi Lorenz.
Dlaczego dopiero za trzy miesiące? Wszystko za sprawą sposobu, w jaki liczona będzie dotacja podmiotowa. - Suma wszystkich wydatków komitetów, które uczestniczyły w powyborczym podziale mandatów, jest całkowitą pulą pieniędzy do podziału. Całość jest proporcjonalnie dzielona w odniesieniu do zdobytych mandatów, zarówno poselskich jak i senatorskich - mówi Krzysztof Lorenz. Kilka dni po wyborach nie ma oczywiście mowy, by kompletne sprawozdania finansowe trafiły już do urzędników Krajowego Biura Wyborczego. Chociaż o konkretną kwotę trudno, to podać szacunki na podstawie doniesień o budżetach kampanijnych partii jest zdecydowanie łatwiej.
Platforma Obywatelska i Prawo Sprawiedliwość w kampanii grały o wszystko, dlatego najprawdopodobniej obie partie zdecydowały się wykorzystać maksymalny limit wydatków. W tym roku było to mniej więcej 30 milionów złotych. Poza PiS i PO w podziale mandatów brać udział będzie również Nowoczesna Ryszarda Petru oraz Polskie Stronnictwo Ludowe i Ruch Kukiza. Jak dowiedzieliśmy się od Kamili Gasiuk-Pihowicz, rzecznik prasowej Nowoczesnej - łączny budżet zamknął się w przedziale kwot od 4,5 do 5 milionów złotych. Podobną sumę podał nam Jakub Stefaniak, rzecznik prasowy PSL: - Ludowcy zebrali budżet na te wybory nie większy niż 5 milionów złotych.
Nie otrzymaliśmy niestety informacji od Ruchu Kukiza, ile w sumie wydał na kampanię wyborczą. Biorąc pod uwagę wynik, przyjęliśmy, że było to poniżej 5 milionów złotych. Szacujemy więc, że łącznie do podziału na dotacje będzie nie więcej niż 75 milionów złotych.
Z kolei 42 mandaty dla Kukiza to 7,5 procent z 560 (tyle wynosi łączna liczba osób zasiadających w Parlamencie). Siedem i pół procent z 75 milionów daje nam 5,6 miliona, jednak... pieniądze w tej kwocie nie trafią do Ruchu. Dlaczego? - Dotacja nie może być wyższa niż poniesione przez komitet wydatki na kampanię wyborczą - tłumaczy Krzysztof Lorenz. A to oznacza, że - według naszych wstępnych szacunków - Paweł Kukiz i wprowadzeni przez niego posłowie będą mieli do dyspozycji zaledwie *5 milionów złotych. *
Dlaczego "zaledwie"? Bo pieniądze trafią do nich w ciągu 9 miesięcy od dnia wyborów i będzie to jednorazowy przelew. To oznacza, że na każdy rok parlamentarnej działalności ruch będzie miał niewiele więcej niż milion złotych. Prawo i Sprawiedliwość będzie miało 15 razy więcej, a Platforma Obywatelska - 12 razy więcej. Nawet partia Razem, która do Sejmu się nie dostała, będzie mogła się pochwalić wyższą sumą zaczerpniętą ze środków budżetu państwa - w ciągu czterech lat będzie to prawie 13 milionów złotych.
Lider ruchu na swoim profilu społecznościowym tłumaczy, że od początku nie miał zamiaru wykorzystywać pieniędzy z budżetu na działalność w Sejmie. "Ruch Kukiza nie chce ani złotówki od podatników" - napisał w jednym z postów muzyk. Czy to oznacza, że zrezygnuje również z dotacji, która byłaby de facto zwrotem kosztów prowadzenia kampanii przedwyborczej? Trudno przewidywać. (Od dwóch dni próbujemy skontaktować się z rzecznikiem medialnym sztabu, jednak Piotr Apel nie znalazł czasu, by z nami porozmawiać - o decyzji Ruchu w tej sprawie poinformujemy)
Nawet - gdyby tak się stało - nie oznacza to, że posłom Ruchu zabraknie pieniędzy na politykowanie. Budżet państwa sfinansuje działalność biur poselskich. Każdy przedstawiciel Ruchu będzie miał do dyspozycji 12 tys. 150 złotych miesięcznie, czyli rocznie około 145 tysięcy złotych. Pieniądze na prowadzenie biur nie pochodzą ani z subwencji budżetowych, ani z dotacji podmiotowej.