W przygotowanym przez "Solidarność" projekcie ustawy ostatecznie znalazł się zapis o zakazie handlu w niedzielę dla e-sklepów. Wynika z niego, że w ten dzień zasadniczo witryny powinny zostać wyłączone. Eksperci śmieją się, że "Solidarność" zaczęła walczyć o prawa pracownicze dla serwerów. Związek tłumaczy jednak, że chodzi jedynie o zakaz dostarczania towarów w ten dzień.
Zaprezentowany w czwartek projekt nie pozostawia jednak złudzeń. W artykule pierwszym czytamy wyraźnie, że zakaz handlu w niedzielę ma dotyczyć placówek handlowych. W artykule drugim doprecyzowano czym ona jest: "należy przez to rozumieć wszelkie instytucje i podmioty gospodarcze, których główną działalnością jest działalność handlowa hurtowa i/lub detaliczna (...) w formie sklepów, stoisk, magazynów, hurtowni, (...) biur zbytu oraz w formie sklepów internetowych".
Słowem - w każdą niedzielę cały polski ecommerce powinien zostać wyłączony.
- Nie wiem, jak wyłączyć stronę internetową ze sklepem. Ciężko mi to sobie wyobrazić. To jest absurdalny przepis - mówi money.pl prezes Bonito.pl Wojciech Mazia.
- Nikt jeszcze na świecie tego tematu nie musiał analizować. Tu będziemy na pewno pierwsi. Nie ma przycisku do wyłączania e-sklepu. Może trzeba odłączyć serwery od prądu? - śmieje się Piotr Grzybczak z SalesBee, która oferuje narzędzia informatyczne dla sklepów internetowych.
- Ciężko jest wyłączyć roboty Googla w niedzielę. Jest to nawet niewykonalne - stwierdza Michał Gembicki z cdp.pl.
Jak dodaje, osobiście podoba mu się i popiera ucywilizowanie handlu stacjonarnego w niedzielę. Nie chce bowiem, aby ktoś musiał pracować do późnych godzin wieczornych np. w supermarketach. Tłumaczy jednak, że autorzy projektu źle rozumieją ideę handlu w sieci.
- Nie wysyłamy i nie pakujemy produktów w niedzielę. U mnie w sklepie nie ma w ten dzień nikogo w pracy. Nie potrzeba więc zamykać strony internetowej, która działa w sposób automatyczny - dodaje właściciel cdp.pl.
Podobnego zdania jest Piotr Grzybczak. Jak dodaje, wśród 25 tys. małych polskich e-sklepów praktycznie żaden nie obsługuje swoich klientów w niedzielę.
- Gdyby pan zadzwonił do wszystkich 200 obsługiwanych przeze mnie sklepów w ten dzień, to zaświadczam, że nigdzie nikt nie podniósłby słuchawki. To może dotyczyć Amazona albo e-grocery, czyli sklepów internetowych z żywnością takich jak Frisco czy Tesco eZakupy. To jest jednak tylko wąski wycinek rynku - tłumaczy Grzybczak.
Współautor projektu zakazu handlu w niedzielę Alfred Bujara wyjaśnia w rozmowie z money.pl, że rzeczywiście zapisy są nieco nieprecyzyjne i można zastanowić się nad ich poprawą. Dodaje jednak, że chodzi jedynie o prace fizyczne.
- Sklepy internetowe będą objęte zakazem handlu, ale dotyczyć ma on jedynie kwestii związanej z fizyczną pracą taką, jak dostawa towaru czy jego pakowanie. Nie może też dojść do samej transakcji - tłumaczy szef Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ "Solidarność".
Przyznaje też, że zapis o zakazie handlu w internecie znalazł się ostatecznie w projekcie, by nie tworzyć luki, dzięki której duże sieci handlowe próbowałyby obchodzić przepisy.
Przypomnijmy, że pierwszy pomysł zakazu handlu pojawił się w lutym. Wtedy także postulowano wyłączenie e-sklepów oraz całego zaplecza logistycznego: magazynów, terminali, centrów logistycznych. Miała być to odpowiedź na problemy pracowników takich firm, jak Amazon, Zara czy H&M. Ich e-sklepy w całej Europie obsługiwane są bowiem przez polskich pracowników pracujących w magazynach. Wolne w niedzielę dostaliby także ci, którzy obsługują centra logistyczne zwykłych sklepów spożywczych. Eksperci alarmowali, że oznacza to puste półki w poniedziałek.
"Solidarność" ostatecznie poszła na kompromis. Właściciele centrów logistycznych muszą uzyskać pisemne zgody od swoich pracowników na pracę w niedzielę. Dodatkowo tym, którzy się zgodzą, będą musieli wypłacać za ten dzień podwójną stawkę.
Związek zaczyna pod obywatelskim projektem ustawy o zakazie handlu w niedzielę zbierać podpisy. Na początek musi to być 1000 osób, dzięki czemu inicjatywę ustawodawczą będzie można przedstawić marszałkowi sejmu. Potem "Solidarność" zacznie zbierać 100 tys. podpisów, by posłowie zajęli się projektem. Ostateczną decyzję w sprawie zakazu podejmą posłowie.