Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Maciej Czujko
|

Zbudowaliśmy kapitalizm na kapitaliku spod materaca

0
Podziel się:

Jesteśmy zieloną wyspą Europy dzięki zawadiakom w mokasynach i białych skarpetach.

Zbudowaliśmy kapitalizm na kapitaliku spod materaca
(PAP/CAF - Marcin Wegner)

Kraje zachodu budowały swój kapitał przez wieki. My swój zaledwie w kilka lat. Wystarczyły nam do tego zaskórniaki babć, pożyczki od stryjów i dwudziestodolarówki upychane w paczkach ze Stanów. Mieliśmy trochę drobnych, inicjatywę i kredyt zaufania do Leszka Balcerowicza.

Jego reformy na początku lat 90. wszystkich napawały niepokojem. Na przykład rektora Wyższej Szkoły Bankowej prof. Stefana Forlicza martwił nasz brak przedsiębiorczości. Zwłaszcza w świetle wyników eksperymentu, który często przeprowadzał na studentach.

Pytał, co powinna zrobić rodzina, która uwielbia czekoladę, a jej cena rośnie w zawrotnym tempie.- _ Niemal wszyscy odpowiadali, że Kowalscy muszą ograniczyć jej konsumpcję. Mało kto wpadał na pomysł, że powinni znaleźć dodatkowe źródła dochodów _- wspomina.


Zachęcamy do głosowania na najlepszego ministra finansów XX-lecia.
Dziś, po 20 latach od wprowadzenia planu Balcerowicza, oddycha ze spokojem. Zdaliśmy egzamin. Znienawidzone kartki, kolejki, zapisy, zielone kubańskie pomarańcze, mandarynki raz do roku i 50-kilogramowe telewizory marki Rubin gotowały w Polakach krew.

Gdy tylko nadarzyła się okazja - czyli otwarcie rynku przez Balcerowicza - wściekli i żądni luksusu Polacy zbudowali sobie kapitalizm. Stali się jednym z najbardziej mobilnych narodów na świecie i bezwiednie stosowali narzędzia wolnorynkowej gospodarki:

- _ No bo czym innym był znajomy cinkciarz w Indiach, jak nie firmą outsourcingową, albo ogniwem w łańcuchu logistycznym. Czymże była trzystuprocentowa przebitka na tonie skarpet jak nie wymarzoną stopą zwrotu _ - przypomina Zbigniew Sebastian, przedsiębiorca i szef Dolnośląskiej Izby Gospodarczej.

To właśnie dzięki tej inicjatywie od 1992 niemal podwoiliśmy liczbę firm w kraju. Mamy ich teraz 3,7 miliona.

Źródło: GUS, * połowa roku

Akumulacja kapitału

Ale zaczęło się jeszcze przed reformami Balcerowicza. Gdy rektor Forlicz opowiada na wykładach w Stanach o tym, że zbudowaliśmy kapitalizm w zasadzie bez kapitału, to przedsiębiorcy i naukowcy chichoczą. Po wykładzie natomiast proszą o receptę na taki sukces.

- _ Odpowiadam im wtedy, że do tego potrzeba było niepowtarzalnych więzi społecznych. Młodzi Holendrzy czy Francuzi, gdy poczuli zew biznesu, szli do banku i uszczuplali ogromne oszczędności gromadzone od pokoleń. Polacy wędrowali od ciotek przez babcie do stryjów i wyciągali im kapitał spod materacy, ze skarpet i kryształów. Czasem i sąsiedzi się dokładali. To nie był kapitał, to był kapitalik _ - opowiada rektor Forlicz.

Już w latach 80. Polacy w Niemczech zbierali truskawki, w Holandii budowali dachy, a z Ukrainy czy Węgier zwozili mydło i powidło. Tak zbierali pieniądze drobni ciułacze.

Przyszła elita kombinowała już na większa skalę. - _ Lataliśmy samolotem LOT-u z Warszawy do Bangkoku lub Delhi. W Indiach i Tajlandii kupowaliśmy ciuchy, a w Singapurze i na Tajwanie sprzęt elektroniczny. Dziś takie połączenie naszego przewoźnika już nie istnieje, wtedy się opłacało _ - opowiada Sławomir Lachowski, twórca mBanku i Multibanku. - _ Niemal cały samolot zapełniali początkujący przedsiębiorcy. W kieszeniach każdy miał już uzbierane od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów. Śmialiśmy się, że przy Polakach jest więcej pieniędzy niż wart jest boeing, którym lecimy _ - wspomina.


PAP/Stanisław Moroz
Od Bagsika i Grobelnego do bankowości internetowej.
Lachowski próbował bardziej cywilizowanych metod i woził czeki, ale ich realizacja trwała tydzień, a on czasem dwa trzy razy w miesiącu leciał do Bangkoku. Przelewy też nie były szybsze. Po odważnej próbie unowocześnienia metod przepływu pieniędzy wrócił więc do konwencjonalnej metody: gotówki w kieszeni.

Pieniądze na handlu gromadzili najwięksi. Zygmunt Solorz-Żak sprowadzał wartburgi i rumuńskie Oltcity. Roman Karkosik najpierw prowadził bar, a potem fabrykę napojów. Ryszard Krauze importował komputery z Dalekiego Wschodu. Gromadzenie kapitału, na którym zbudowaliśmy dzisiejszy potencjał Polski, wyglądało więc jak w piosence Big Cyca:

_ Pilsnera wypić trzema łykami Opylić fajki, kupić salami Gdy Polizei to dawać chodu Wrócisz do kraju będziesz do przodu A w jeden dzień zarobisz tyle Co górnik w miesiąc w brudzie i w pyle. _

Drobni ciułacze, zieloni przedsiębiorcy i niespokojne duchy ruszyły za granicę w poszukiwaniu towarów z największą przebitką. Odpadli tylko ci prywaciarze, którzy za komuny opierali swoje interesy na znajomościach.

Mamy firmy, i rynki zbytu - potrzebne nam szkoły

Pionierzy polskiego wolnego rynku pierwsi poczuli, że choć interes idzie świetnie, to czegoś im brakuje. Szybko okazało się, że ta nieopisana potrzeba, to głód wiedzy. Gdy Balcerowicz zarządził wolny rynek, oni poszli więc do szkół, by dowiedzieć się co to jest i jak z tego skorzystać.

- _ Kiedy wchodziłem na salę wykładową, miałem wrażenie, że mam do czynienia z jakimś dziwnie umundurowanym wojskiem. Wizerunek naszej elity był wtedy w ewidentnym okresie przejściowym. Dżinsowe garnitury w kolorze marmurkowym, mokasyny i obowiązkowo białe skarpety. Dziś spotykam wielu z nich, to ludzie sukcesu i wyglądają już nieco inaczej _- opowiada rektor Forlicz.

Ale wtedy obchodziła ich tylko praktyka. Buntowali się przeciw teorii. Gdy na kolokwium mieli sporządzić ocenę ryzyka biznesowego dla firmy składającej magnetowidy, mało kto pisał o podstawowym zmartwieniu biznesmena, czyli zagrożeniu załamania popytu. - _ Panie profesorze, pukali się w czoło, ja panu gwarantuję, że o takim problemie nikt w naszej branży nie słyszał _ - przekonywali.

Nie mieli racji. W połowie lat 90 rynek się nasycił i odpadli ci, którzy mieli tylko chęci, ale w głowach nie tliły się żadne pomysły. Zanim to się jednak stało trwała wolna amerykanka na targowiskach. A określenie, że cała Polska była bazarem, to nie metafora.

Gospodarcza poczwarka - zwiastun lepszych czasów

Na targowiskach królowały łóżka polowe i szczęki. Na polówkach towar kładli ci z trzeciej ligi, szczęki - czyli żelazne budki zamykane dwiema zębatymi płytami - należały do grających w drugiej lidze. Pierwsza dostarczała jednym i drugim towar, a potem szukała sposobów na powiększenie firmy. Czasem trzeba było grać w kilku ligach na raz.

- _ W tygodniu prowadziłem firmę doradczą, a w weekendy dorabiałem w firmie prowadzonej wspólnie z bratem na bazarze w Zgorzelcu. Dojeżdżałem tam co tydzień maluchem z Łodzi, żeby handlować importowanymi ciuchami _ - wspomina Sławomir Lachowski. - _ Gdy zaraz po upadku muru berlińskiego handel ruszył na całego i na 1,5-kilometrowym odcinku drogi cudem udało się wcisnąć busa, to został tam na najbliższe pół roku, bo inaczej można był stracić miejsce. Większa część handlowców spała w swoich samochodach miesiącami. Tam żyli. W pracy. Na bazarze _ - dodaje.


PAP/CAF/Ireneusz Radkiewicz
Od wprowadzenia planu Balcerowicza pensje wzrosły 50-krotnie.
Często były to fiaty 126p. - _ W komunistycznych gazetach w odcinkach opisywano zawsze drogę statków z kubańskimi pomarańczami. Czytaliśmy, że jeszcze dwa tysiące kilometrów, jeszcze tysiąc, jeszcze pięćset, a na końcu pisali, że popsuła się maszynownia i owoce dopłyną dwa tygodnie po świętach _ - przypomina Sebastian. - _ A maluchy zawsze dojeżdżały. I przywoziły dojrzałe i słodkie owoce. Bo te ze statku, to trzeba było słodzić cukrem _ - dodaje.

Esteci narzekali na bazary. Ale taka była cena przeobrażeń. Obok śledzi - buty, obok butów - mięso. Niedaleko kaszki dla dzieci, soczki w kartonikach ze słomkami, gumy i czekolady w kolorowych opakowaniach, pachnące proszki i żółte jak słońce banany. Gry elektroniczne, narzędzia - słowem cały świat na jednym straganie. No i mydełko fa - niezaprzeczalny symbol luksus, które opiewała parodia piosenki chodnikowej, ikona polskich przepoczwarzeń lat 90.

Profesor Andrzej Szromnik z Uniwersytetu Ekonomicznego tłumaczy, że mieliśmy dwa wyjścia - albo załamać ręce i płakać nad swoim losem, albo zakasać rękawy i właśnie w tej brzydocie i bałaganie budować nową rzeczywistość.

Kilkudziesięciosekundowe horrory i komedie

Twarzą wolnego rynku powoli stawała się reklama. Marketing w Polsce zaczął się od bazarowych promocji. Pierwszym bodźcem była świeżość produktów - z tego wynikały pierwsze przeceny. Im ciaśniej robiło się jednak na rynku, tym większa była dbałość o klienta. _ _

- _ Na początku lat 90. reklama traktowana była trochę jak showbiznes. Miało być barwnie, wesoło i pstrokato. Nikt nie kojarzył jej z prężną gałęzią biznesu _ - opowiada Wiesław Gałązka, badacz marketingu i reklamy. - _ Reklamę uznawano za coś, po co sięga się w ostateczności. Jak już coś nie szło, a zdarzało się to niezwykle rzadko, to wtedy wołano szamana od spotów, który mącił ludziom w głowach i towar schodził _ - dodaje.

Jedną z pierwszych reklam był spot Prusakolepu - produkcja, w której główną rolę odgrywał powiększony do obrzydliwych rozmiarów robal.

- _ Kiedyś o reklamach się mówiło, bo były czymś niecodziennym. Gdy młoda kobieta z pewną taką nieśmiałością sięgała po podpaski Always, krajem wstrząsnęła debata publiczna na temat granic przyzwoitości w reklamowaniu produktów _ - opowiada Gałązka.

W niedługim czasie przedsiębiorcy tak zasmakowali w reklamowaniu swoich produktów, że w jednym ze spotów kobieta smarowała kromkę chleba margaryną z dwóch stron - taka była pyszna. Cała Polska cytowała też pewną reklamę Polleny:

Koniec raju radosnego zbytu

W połowie lat 90. ci, którzy nie mieli pomysłu na siebie, odpadli z gry. Na rynku rozpychali się inwestorzy zagraniczni - np. właściciele hipermarketów. Zresztą i do tego czasu niektórzy mierzyli się z koszmarem bankructwa.

- _ Historia dużej części firm w latach 90. to walka o przetrwanie. Duże i średnie zakłady zbudowane przez komunę szukały sposobu na funkcjonowanie _ - opowiada Sławomir Lachowski, który prowadził w tym czasie firmę doradczą. - _ Wielu szefów tych molochów pociągnęło je za sobą na dół. Nigdy nie zrozumieli, ze potrzebne jest to, co się sprzeda, i produkowali niepotrzebne. Znałem jednak też takich, którzy z powodzeniem wprowadzili zakłady w nową epokę. _

Mnóstwo natomiast rozkradziono w często dzikiej i niekontrolowanej prywatyzacji. Żałować pozostaje też tego, że początki biznesu w Polsce nie były w prawie żaden sposób regulowane. - _ Gdyby działalność handlowa była od początku należycie opodatkowana, to wiele miast, gmin, powiatów byłaby dziś znacznie bogatsza _ - wyjaśnia prof. Szromnik.

Po połowie lat 90. kolejnym sprawdzianem naszych firm był początek nowego wieku. Kryzys, który zaczął wtedy gnębić nasz kraj, znów przesiał rynek. By się utrzymać, nie wystarczył już sam pomysł. Trzeba było rzetelnego i fachowego zarządzania. Przetrwali więc najlepsi. To, jak było ciężko, pokazuje wyraźny skok deficytu budżetowego. Finanse państwa załamały się wyniku słabej koniunktury.

Źródło: Money.pl, na podstawie danych Ministerstwa Finansów i sprawozdań z wykonania budżetów.* Prognoza Ministerstwa Finansów

Ale i tak nie jest źle. Rektor Forlicz przytacza wyniki badań nad liczbą bankructw w USA. Tam tylko 30 procentom firm udaje się przetrwać więcej niż rok. U nas powyżej roku działa aż 70 procent.

Dobrze, że to już tylko wspomnienia

Dziś dzięki szczękom i łóżkom polowym za granicę jeździmy jako turyści. Jeśli ruszamy tam na bazary, to tylko po to, by zagracić sobie mieszkania pamiątkami.

- _ Chociaż tamte czasy są ważne i ciekawe, to cieszę się, że minęły. Pamiętam, że gdy pierwszy raz wszedłem do hipermarketu w Polsce odetchnąłem z ulgą, że nie muszę brodzić w błocie po placu _ - uśmiecha się z rozrzewnieniem prof. Szromnik.

Symbolicznym końcem bazarów było zamknięcie Stadionu Dziesięciolecia i niedawne dramatyczne walki o usunięcie kupców z hali przed Pałacem Kultury. W taki oto mało europejski sposób zamknęliśmy okres burzliwych i oryginalnych przemian.

Pozostały po nich tylko wspomnienia i dowcipy, w których z rozrzewnieniem wspominamy otwartość i chłonność rynku. Takich jak ten o profesorze, który spotyka szkolnego nieuka w mercedesie i pyta go jak na niego zarobił, skoro z matematyki był największym osłem w szkole. - _ A po co mi matematyka, panie profesorze. W Chinach kupię za 5 złotych, w Polsce sprzedam za 15 i jakoś żyje z tych 10 procent _ - odpowiadał przedsiębiorca.

XX-latka w Money.pl
*Dopiero Balcerowicz zaczął sprzątać po Gierku * 40 miliardów dolarów zmarnowane na niszczejące fabryki, traktory do których trzeba było dopłacać, ale za to delikatesy i cytrusy w sklepach, czego wcześniej nie było. Złota era Gierka kosztowała nas 20 lat i 22 mld dolarów odsetek.
*Byliśmy Rumunią, będziemy Indiami Europy * W czasie negocjacji potrafią zażyczyć sobie, by prezydencki samolot dwa razy w roku latał po ich prezesa do Frankfurtu. Czasami chcą wiedzieć, jaka była pogoda przez ostatnich sto lat. Większość zachcianek trzeba jednak spełniać, żeby zagraniczni inwestorzy wybierali Polskę. Przez ostatnie 20 lat wydali u nas ponad 161 mld euro.
*Czy warto było wprowadzać program Balcerowicza? * Było już tak źle, że zmiany - nawet bolesne - większość Polaków uważała za konieczne. Program Balcerowicza w roku 1990 miał niewielu zdecydowanych przeciwników. Przybywać ich zaczęło później.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)