EUR/USD startował dziś rano z poziomów rzędu 1,0565, a tymczasem maksima dzienne, osiągnięte zresztą późnym popołudniem, to ok. 1,0635. Na razie, pomiędzy piątą a szóstą, jesteśmy nieco niżej, przy 1,0610 – co w jakiś sposób pokazuje, że lokalny poziom oporu, rozpoznany przez nas parę dni temu, wytrzymał napór nabywców euro.
O co chodzi? Przecież EBC ma luzować, a Fed zacieśniać – tak brzmi ogólna teza, którą od dłuższego czasu żyją rynki. Teza ta nie została zanegowana, niemniej jest faktem, że o ile dzisiejsze publikacje PMI dla przemysłu Niemiec (52,9 pkt, prognoza 52,6 pkt) i Strefy Euro (52,8 pkt, zgodnie z prognozą), były niezłe, o tyle w USA mocno rozczarował indeks ISM dla przemysłu. Owszem, tamtejszy PMI wpisał się w założenia, a nawet je przekroczył (miało być 52,6 pkt, było 0,2 pkt więcej), ale ISM uchodzi za ważniejszy. Tymczasem zszedł poniżej 50 pkt, do 48,6 pkt.
Czy to wystarczy, żeby Fed wstrzymał się z podwyżkami stóp? Raczej nie. W ostatnich czasach rynek wyceniał grudniowy ruch w górę na niemal 80 proc. FOMC musiałby mieć naprawdę ponury pretekst w postaci np. tragicznych payrollsów (faktyczne ich wyniki poznamy w piątek). Ale być może i to by nie wystarczyło.
To, co się dziś działo, to raczej wyraz przekonania, że co prawda Fed ruszy stopy w górę, ale za to ścieżka podwyżek będzie powolna i ostrożna. Na przykład, że w 2016 będą tylko dwie... A poza tym, last but not least, to korekta czysto techniczna (w końcu euro powinno choćby delikatnie się odegrać) lub też wyraz wykorzystywania (przez większych graczy) słabej orientacji tej masy inwestorów, która mogła panicznie uznać, że pora sprzedawać dolara i kupować euro.
Czy pora? Raczej nie. W dłuższym terminie zakładamy jednak, że dolar jeszcze się umocni. Mało tego, być może stanie się to już w czwartek, jeśli Mario Draghi wytoczy mocne działa. Firma Morgan Stanley podała dziś, że według jej ocen EBC zapewne nie podniesie stóp aż do listopada 2018 roku (co najmniej). Polityka tego banku będzie luźna i zapewne coraz luźniejsza, przynajmniej przez dwa, trzy lata.
Jutro w programie raport ADP z rynku pracy USA, a także wystąpienia Lockharta, Yellen i Tarullo z Fed.
Na polskim gruncie
PMI dla naszego rodzimego przemysłu rozczarował. Miał wzrosnąć z 52,2 pkt do 52,8 pkt, był ruch lekko w dół, do 52,1 pkt. Ale to nie polskie dane są teraz w centrum zainteresowania, lecz raczej główna para i ruchy EBC oraz Fed.
Wzrost eurodolara wcale nie pomógł nam na USD/PLN, a wręcz przeciwnie. Złoty jeszcze tu stracił, być może w formie reakcji na gorsze nastroje rynkowe. Minima dzienne to chwilami mniej niż 4,03, a teraz mamy znów 4,0360. Na EUR/PLN wybiliśmy się do 4,2860. Jest pewna nadzieja, że w czwartek Mario Draghi na tyle osłabi euro na EUR/USD, że ugramy coś na naszej parze – ale kto wie, czy nie będzie to wtedy tylko zejście do poziomów, które jeszcze dziś rano zdawały się jakimś standardem (4,26 – 4,27). Zejście do 4,2350 byłoby naprawdę silnym impulsem.