Ewa Milewicz pisze w "Gazecie Wyborczej", że Trybunał stał się dla obecnej władzy symbolem łże-elit. Jarosław Kaczyński zarzucił mu oportunizm i "obrzydliwe tchórzostwo". Publicystka przypomina, że sędziów Trybunału przyjął papież Benedykt XVI, który podziękował im za "umacnianie sprawiedliwości." Ewa Milewicz podkreśla, że rządzący nie powinni prowadzić wojny z Trybunałem, bo państwo ma z niej tylko tylko szkody. "Ale polska elita rządząca trzyma się ideologii partyjnej. Papież jej nie przekonał" - konkluduje publicystka.
Krzysztof Sobczak w "Rzeczpospolitej" zwraca uwagę, że w przeciwieństwie do papieża Lech Kaczyński, Kazimierz Marcinkiewicz i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie znaleźli czasu dla członków Trybunału. Premiera i ministra zatrzymały sprawy państwowe, ale publicysta przypuszcza, że prawdziwy powód był inny. Trybunał zakwestionował bowiem naprędce uchwalane ustawy, nie toleruje też złego i wykorzystywanego instrumentalnie prawa. Byłoby źle, gdyby politycy próbowali ograniczyć aktywność Trybunału - kończy publicysta "Rzeczpospolitej".
Jarosław Karpiński zauważa w "Trybunie", że przedstawiciel prezydenta tłumaczył jego nieobezcność chorobą. Jednak Lech Kaczyński tego samego dnia spotkał się z naczelnym rabinem Polski. Publicysta pisze więc, że prawdziwym powodem absencji polityków była polityczna manifestacja niechęci do obecnych sędziów Trybunału.
Inaczej komentuje sprawę redaktor naczelny "Dziennika" Robert Krasowski. Jego zdaniem, prezydent i premier nie przyszli do Trybunału z powodu irracjonalnej presji, jakiej ich poddano. "Zarówno prezes Trybunału, jak też wielu dziennikarzy chciało uczynić z ich obecności polityczny gest, hołd składany przez Władzę Prawu" - pisze Krasowski i dodaje, że Trybunał Konstytucyjny jest jedną z wielu instytucji demokratycznego państwa prawa i nie ma silniejszego mandatu ani zasług, niż inne.
Prasa/Siekaj/dyd