Cięcie wydatków uzgodnione na szczycie UE to ledwie 0,0003 proc. dochodu narodowego brutto UE z 2011 r. Dlatego znaczenie szczytu nie tkwi w arytmetyce, lecz w polityce - uznał dyrektor ośrodka Open Europe, Mats Persson.
Jego zdaniem wokół kwestii realnych cięć budżetu doszło w Brukseli do wyłonienia się aliansu Holandii, Szwecji, Danii i Niemiec, który "oskrzydlił" Francję i Włochy, choć - jak sądzi - Paryż i Rzym dostaną na koniec jakąś nagrodę pocieszenia.
Współpracę krajów północnoeuropejskich w kwestii budżetu Persson uznaje za sukces brytyjskiego premiera Davida Camerona.
Analityk Open Europe zauważa też, że jest to pierwszy unijny szczyt, na którym Niemcy i Francja nie uzgodniły zawczasu stanowisk. Uznaje to za kolejny krok ku bardziej pewnym siebie Niemcom, nie dającym się sprowadzić do roli kraju wystawiającego czeki in blanco. W tym sensie Persson uznaje szczyt za "kij włożony w szprychy francusko-niemieckiego tandemu".
Zgodnie z oczekiwaniami kluczową rolę odegrała kanclerz Niemiec Angela Merkel, prowadząc rozmowy z Cameronem i "blokiem północnym" z jednej strony a Francois Hollande'em i "blokiem południowym" z drugiej - wskazuje Persson.
Jego zdaniem Londyn ma dług wdzięczności wobec Szwecji i Holandii, które poparły brytyjskie stanowisko, dzięki czemu Cameron nie znalazł się na dalekim marginesie.
Niewykluczone, że Paryż może zechcieć wyrównać rachunki z Londynem np. w trakcie negocjacji W. Brytanii z UE w sprawie nowego statusu, którego chce dla swego kraju Cameron. Nie należy tego jednak wyolbrzymiać. Stosunki brytyjsko-francuskie tradycyjnie są najbardziej napięte w trakcie rozmów budżetowych, ponieważ brytyjski rabat i Wspólna Polityka Rolna są ze sobą ściśle związane i każda ze stron wyklucza ustępstwa - wyjaśnia analityk.
"Szczyt wykazał, że najważniejszą rolę odegrała Angela Merkel. Jeśli ktoś miał w tej sprawie wątpliwości, to teraz powinno dla niego stać się oczywiste, że tam, dokąd idą Niemcy, tam zmierza Europa. Hollande zapłacił (polityczną cenę) za to, że nie przyszedł na spotkanie z Merkel i Cameronem" - napisał Persson.
"Cameron może ze szczytu wyciągnąć wniosek, że jeśli zdobędzie wystarczające poparcie wśród krajów, które myślą tak, jak on, to Niemcy go poprą" - dodał. Przestrzegł zarazem brytyjskiego premiera przed interpretowaniem poparcia Niemiec uzyskanego na szczycie jako poparcia Berlina dla jego strategii wynegocjowania nowego układu z Brukselą i rozpisania referendum. Jego zdaniem takie rachuby są "przedwczesne". (PAP)
asw/ az/ mc/