Ostateczny jest już wyrok 15 lat więzienia dla kobiety z Płocka, która otruła męża, a zwłoki zamurowała w kuchni ich mieszkania. We wtorek Sąd Najwyższy oddalił jako "oczywiście bezzasadną" kasację obrońcy Zofii L.
SN nie dopatrzył się żadnych błędów w wyrokach sądów dwóch instancji, które orzekały w tym poszlakowym procesie.
W czerwcu 2004 r. Sąd Okręgowy w Płocku skazał 56-letnią Zofię L. na 15 lat więzienia, uznając ją za winną zabójstwa z premedytacją przez otrucie męża 59-letniego Bohdana, po ponad 30 latach małżeństwa. Prokurator żądał dla niej kary 25 lat.
Zmumifikowane zwłoki odkryła policja w 2003 r. w kuchni, w dobudowanej do ściany konstrukcji ceglano-cementowej, przypominającej sarkofag. Mąż kobiety ostatnio był widziany w maju 1999 r.; żona twierdziła, że ją opuścił, by zacząć życie z inną kobietą. Od 1999 r. Zofia L. wyprzedała sklep odzieżowy, który oboje prowadzili w swym domu i kupiła nowe mieszkanie, ale za wspólny lokal nadal płaciła rachunki i w nim bywała. Dopiero ich córka w 2002 r. zgłosiła zaginięcie ojca.
Aresztowana Zofia L. (z wykształcenia prawnik) nie przyznała się do zabójstwa. Twierdziła, że nic nie wie o zwłokach w mieszkaniu, w którym ostatnio miała być w 2001 r. Wtedy też miała "oddać klucze mężowi", którego miała widzieć. Twierdziła, że to nie zwłoki męża, ale kogoś innego. Badania genetyczne wykazały "z bardzo wysokim prawdopodobieństwem", że zmarły to jednak Bohdan L.
Świadkowie zeznawali, że małżeństwo zaczęło się psuć od 1997 r., po operacjach Zofii L., po których ona sama mówiła, że "stała się wrakiem kobiety". Mąż skarżył się na zmiany w jej zachowaniu, co wiązał z zaburzeniami hormonalnymi. Według rodziny i znajomych, kobieta stała się podejrzliwa, zazdrosna - miała też pretensje do męża o brak wystarczającej opieki podczas jej chorób. Biegli lekarze nie stwierdzili by Zofia L. była niepoczytalna, choć uznali zaburzenia jej osobowości.
Sąd przyznał, że "nie istnieje choćby jeden bezpośredni dowód" by to Zofia L. dokonała zbrodni, ale w sprawie występuje "logiczny łańcuch poszlak" na to wskazujących. Za możliwy motyw zabójstwa sąd uznał chęć zdobycia 85 tys. zł pochodzących ze sprzedaży działki małżeństwa.
Sąd wskazał na nielogiczność słów kobiety, która opuszczona przez męża najpierw rzekomo oddała mu klucze, jednak później przez cały czas regulowała za nie opłaty.
Według sądu, wybudowanie "sarkofagu" wymagało czasu, a gdyby mordu dokonał ktoś inny, nie miałoby sensu, by budował tę pracochłonną konstrukcji.
"Oskarżona z uwagi na swą filigranową posturę nie była w stanie usunąć ciała z mieszkania" - podkreślił sąd w pisemnym uzasadnieniu wyroku, do którego dotarł PAP. O wiele łatwiej przyszło jej umieścić zwłoki w zbudowanej przez siebie konstrukcji (wcześniej prowadziła z mężem prace budowlane). Sąd podkreślił, że mieszkania tego potem nie sprzedała ani też nie wynajęła, choć córce powiedziała, że je sprzedała. Potem zaś długo uniemożliwiała policji przeszukanie lokalu.
Sąd uznał, że trucizny (ergotamina) nie mógł podać Bohdanowi L. nikt poza żoną, która musiała mu ją podawać w posiłkach. "Była ona naocznym świadkiem cierpień, jakich przysporzyła mężowi" - uznał sąd, według którego "nie zmarł on natychmiast" Tezę o kochance sąd wykluczył na podstawie zeznań rodziny zmarłego i znajomych; sąd podkreślił, że jak ktoś zrywa z żoną, to ma jednak kontakt z dziećmi i swą rodziną.
Wyrok w październiku 2004 r, utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie, który oddalił apelację obrony Zofii L.
W kasacji mec. Ryszard Berus zarzucił sądom, że nie rozstrzygnęły wątpliwości na korzyść oskarżonej, nie pogłębiły też opinii lekarskiej wobec niej. Adwokat miał też wątpliwość, czy to istotnie były związki jej męża, bo nie ustalono tego na 100 proc. Wnosił o zwrot sprawy do płockiego sądu.
W ustnym uzasadnieniu oddalenia kasacji sędzia SN Jacek Sobczak przyznał, że poszlaki były na tyle mocne, by można było ustalić sprawcę zbrodni. Kasację uznano za powtórzenie zarzutów z apelacji (zgodnie z prawem, trzeba zaś wykazać w niej złamanie prawa przez sądy - PAP).(PAP)
sta/ malk/